Powoli słońce zbliżało się ku zenitowi. To oznaczało dwie rzeczy- początek przepięknego światła oraz potrzeby znalezienia miejsca do spania.
Wyszliśmy na chwilę z Port de Soller aby dojść do Soller, jednak pomysł ten szybko upadł i ostatecznie wróciliśmy w stronę jednej z latarni morskich. Aha, przeze mnie Asia musiała sobie założyć w telefonie folder z moimi "złotymi myślami"- oto jedna z nich- "To chodź pójdziemy tam skąd wróciliśmy"
:D
Jako sprawę priorytetową traktowałem spory zapas wody. Rezerwa zaświecała się przy 1 litrze, a można było spokojnie wyruszać w wędrówkę gdy sie miało co najmniej 3. Aby nie przepłacać wrzuciłem w translator pytanie o wodę z kranu i w jakimś gospodarstwie spytałem się po hiszpańsku. Gestami powiedzieli że mają niestety tylko studniówkę (stare małżeństwo po 70tce), dlatego najedliśmy się przydrożnych winogron, które przecież zawierają sporo wody.
Szliśmy dosyć długo, a ostatecznie wróciliśmy parędziesiąt metrów dalej od miejsca w którym wcześniej mieliśmy rozstawiony namiot. Słońce było coraz niżej, i pięknie oświetlało zatokę...
Trochę się posprzeczaliśmy o miejsce na rozbicie namiotu na noc. Ja chciałem by w razie czego było blisko do wezwania pomocy, Asia w takim miejscu gdzie nikt nas nie znajdzie nawet jak przez noc zjedzą nas jaszczurki. Wyszło na Jej
;)
Dzień 4: 29.08.2015 (zwiedzanie Palmy) Asia mnie obudziła w środku nocy wiadomością, że ktoś jest tutaj i chodzi obok naszego namiotu. Chwilę nasłuchuje, i rzeczywiście dookoła trawa szeleści, a namiotem rusza. Otworzyłem zasłonkę, wyjrzałem na zewnątrz a tam... stado górskich kóz
:D A namiotem ruszał mocno porywisty wiatr.
Patrząc na te zdjęcia, mam nadzieje że choć odrobinę poczujecie klimat jaki panował wczesnym porankiem.
Doszliśmy na plaże, gdzie korzystając z tego, że wszyscy jeszcze spali, mieliśmy zamiar popływać w morzu. Niestety plan legł w gruzach ponieważ gdy tylko zdjąłem buty to zobaczyłem że mój mały palec w prawej stopie jest w mocno złym stanie, praktycznie połowa palca była pozbawiona naskórka po tym jak odszedł mi pęcherz. Nie chciałem nabawić się żadnych kłopotów na następne dni bo miałem już kiedyś coś podobnego w Turcji i wdarło się zakażenie więc zrezygnowałem z kąpieli.
Przez chwile był też inny problem, mój telefon który wyłączyłem na noc dla oszczędzenia baterii przez 40 minut nie mógł znaleźć zasięgu.
Po dokupieniu wody (doszliśmy na plaże z zaledwie pół litra) wyruszyliśmy z powrotem na południe. Słońce paliło niemiłosiernie... Doszliśmy najpierw do Soller (normalna miejscowość a nie kurort turystyczny jak Port de Soller) skąd mieliśmy większe szanse na stopa, i rzeczywiście bo już po dwudziestu minutach jechaliśmy z jedno-dzietną rodzinką którzy nas zabrali na przedmieścia Palmy.
Tam stanęliśmy z napisem "Magaluf", ponieważ nudząc się wieczorami w Holandii Asia wynalazła to miejsce w internecie pod hasłem "Best places Mallorca". Okazało sie jednak że stoimy źle ponieważ duże większe szanse są kilometr dalej przy wjeździe na autostradę (o czym powiedział nam Hiszpan wracający z Castoramy, tam też poznałem na jak zaawansowanym poziomie jest Asi hiszpański). Tuż po wyjściu mały akcent lotniczy- A380 Emirates w locie do Madrytu
;)
Gdy dojechaliśmy do Magaluf (o dziwo nie słyszałem o nim nigdy wcześniej) okazało się że to typowa brytyjska wakacyjna miejscowość. Czyli źle. Rozpisywać się nie będę, polecam tylko omijać to miejsce. Można było lepiej wykorzystać limitowany czas jaki mielimy na tej wyspie, jednak kolejna okazja jeszcze na pewno będzie a wtedy to już z pewnością z wypożyczonym autkiem.
Pojechaliśmy z powrotem do Palmy, aby wejść na zamek Castell de Bellver skąd można oglądać panoramę całej stolicy.
Gdy jest prawie 40 stopni, a ty masz na plecach 15 kilo, to jest ostatni widok jaki masz ochote zobaczyć
;)
Na górę prowadzi 237 schodów. Można równie dobrze iść płaską drogą (którą wjeżdżają autobusy) ale wtedy sie czterokrotnie nadkłada drogi.
Zamek nie jest spektakularny, ale za to zachowany w naprawdę bardzo dobrym stanie. Wejście 7 euro od osoby.
PMI i startujący A320 Vueling:
Wielki plus dla zarządców Castell de Bellver za udostępnienie pitnej wody turystom. Obok toalet stała taka "pijka" znana z amerykańskich szkół w filmach. W dodatku woda prawie lodowata, dlatego wylaliśmy cały nasz zapas który był już w temperaturze otoczenia i nalaliśmy tej chłodnej.
Przebywając tam, obok nas stali inni Polscy turyści, jednak oni przyjechali z biura podróży Alfa Star które w międzyczasie zbankrutowało, i jak wynikało z ich rozmowy samolot powrotny mieli o 5 dni wcześniej niż powinni. No cóż, nie chce Ci się organizować wycieczki samemu, to automatycznie musisz sobie zdawać sprawę, że podejmujesz takie ryzyko. Na zamku spędziliśmy 2 godziny, więc gdy już zaczęliśmy schodzić było już dużo chłodniej.
Kolejną sprawą do załatwienia był... pojemnik do 100ml na tę nieszczęsną oliwe. Pomimo lania na pieczywo ogromnej ilości za każdym razem, nie zeszła cała buteleczka (250 ml dla przypomnienia) a żal było wyrzucić, dlatego też w chińskim sklepie znaleźliśmy mały zamykany pojemnik na przyprawy o pojemności 95ml, z opisaną pojemnością (co jest bardzo ważne gdyż nawet 30ml buteleczka sie nie kwalifikuje do przejścia przez kontrole bezpieczeństwa jeśli na niej nie pisze jaka to objętość).
Dodatkowo, ja zgłodniałem i w knajpie obok której przechodziliśmy zjadłem pierwszego kebsa podczas tego wyjazdu, niecałe 3 euro za sporą (standardową) porcję skusiło. Tak wiem, kupując kebaba osiedlasz araba, ale cena dyktuje warunki, poza tym to nie u nas w Polsce. Siedząc obserwowaliśmy jak powoli się schodzą okoliczni mieszkańcy na codzienny rytuał picia kawy i piwa pod wieczór.
W międzyczasie zaczęło się ściemniać, nie dane nam już będzie więcej zobaczyć słońca na Majorce (przynajmniej podczas tego wyjazdu). I znów mała sprzeczka- po godzinie oczekiwania na autostop ja chciałem już zrezygnować i pojechać na lotnisko autobusem. Już miałem się zbierać kiedy niestety zatrzymała się biała Dacia i wyszło na jej. Trójka osób koło 50-tki jechała akurat na kolacje kiedy "zobaczyliśmy jak niewinnie wyglądacie na tym skrzyżowaniu i zdecydowaliśmy się was podwieźć, moglibyście być naszymi dziećmi". Co ciekawe, pomimo już nieco starszego wieku wszyscy mówili płynnie po Angielsku.
Lotnisko PMI ogromne. Pisałem już o tym. Hala check-inów ma 220 stanowisk, wszystko bardzo spójne, pod jednym dachem. Znaleźliśmy sobie kącik tuż obok składu koszy do mierzenia bagażu różnych linii, mieliśmy tam 3 gniazdka i byliśmy osłonięci z dwóch stron. To bardzo ważne, daje duże poczucie bezpieczeństwa w nocy, nigdy nie zapomnę niepewności jak w Dublinie spałem pod filarem konstrukcyjnym, praktycznie na środku terminala nie będąc osłonięty z żadnej strony (to był ostatni wolny kawałek podłogi).
Koło pierwszej w nocy miał jeszcze miejsce incydent który wzbudził mocny niepokój, obudził nas krzyk płacz i lament Brytyjki aby nie aresztowała jej policja parenaście metrów na lewo od nas. W cichym terminalu, w środku nocy, te wrzaski były praktycznie psychodeliczne. Nie wiemy o co chodziło, ale problemy miała i ona i jej partner, z którym najwyraźniej się pokłóciła. Wybłagała to aby jej nie aresztowali, ale przez pół godziny robiła sceny i terroryzowała wszystkich pozostałych w budynku.
Koniec części pierwszej. Zapraszam na bloga po inne relacje:http://studentsflying.blogspot.com/?view=timeslideDzień piąty- 30.08.2015 (Z Balearów do Katalonii) Następny przystanek- Barcelona! Odlot mieliśmy o 6:30 rano, a cena biletów za ten odcinek była bardzo niska- 9 euro. Niestety jak to bywa przy takich red-eye flights, łatwo doprowadzić do spięć ponieważ oboje byliśmy zmęczeni nocą spędzoną w złych warunkach, zaledwie trzema godzinami snu i pobudką przed piątą rano. Lotnisko budziło się do życia, wczesny poranek to wyjątkowa pora, gdy pasażerowie to głównie Hiszpanie. .
Dobrze, że Polskie lotniska są zaopatrzone w rękawy ze szklanymi ściankami bocznymi. Taka puszka jak tutaj, zwłaszcza z kolejką ludzi czekających na wejście do samolotu sprawia wrażenie klaustrofobiczne.
Mój najkrótszy lot. Czas w powietrzu- 32 minuty. Od wejścia do wyjścia, 45 minut. Zatem już o 7:15 jesteśmy w Barcelonie. Po deboardingu z samolotu szliśmy sobie do wyjścia, kiedy tu nagle ukazała się naszym oczom piękna ławeczka (zwyczajna, ale jak sie jest tak zaspanym to nawet podłoga zdaje się być przytulna), położyliśmy się więc dospać trochę, a przy okazji zaplanować co dalej. Przez okna było widać skalę ekspansji najszybciej rozwijającego się low-costa ostatnich lat- Vueling. Jeszcze pare lat temu w BCN panował Spanair, AeBal, Iberia... Obecnie 2/3 ruchu to żółte silniczki z flagą F1 na ogonie.
sevenfiftyseven napisał:Asia uświadamia sobie że nie ma ze sobą swojej kurtki. Nie znalazła się do tej pory.Może została na Islandii
;) Czekam na więcej.
@waldekk no niestety pomimo poszukiwań zarówno w WMI, WRO, jak i telefonicznie w RYG i Ryanairze nie znalazła się... A szkoda ogromnie, bo z prawdziwej skóry.
@fraflakes No postaram się przybliżony kosztorys zapodać, ale szczerze mówiąc nie mam tego wyliczonego jakoś co do grosza. Taniej tego tripa się zrobić nie dało, i to jest najfajniejsze. Pozdrowienia z W10 ;)
@waldekk no niestety pomimo poszukiwań zarówno w WMI, WRO, jak i telefonicznie w RYG i Ryanairze nie znalazła się... A szkoda ogromnie, bo z prawdziwej skóry.
@fraflakes No postaram się przybliżony kosztorys zapodać, ale szczerze mówiąc nie mam tego wyliczonego jakoś co do grosza. Taniej tego tripa się zrobić nie dało, i to jest najfajniejsze. Pozdrowienia z W10
;)
cytaty " Z cyklu bezpieczeństwo na ulicach- otyła, z metra cięta policjantka bawi się telefonem zamiast pilnować porządku", "Biedna kobieta, któż ją zechce gdy ma budowę Hagrida" , "Złość mnie bierze jak widzę w Europie takie chodzące wory". Kochani biedni studenci....powstrzymajcie się ze swoimi ocenami wyglądu innych ludzi lub na przyszłość zostańcie w swoich domach. Widziałeś swoje zdjęcie jedzącego frytki....
;)
Na zwiedzanie kościołów nie żal, ale na kebaba 3 euro już tak. Stosunek do innych kultur (chodzące worki, osiedlanie araba) jak sprany masz mózg medialno-katolickim bełkotem. Odechciało się czytać reszty.
Ładne zdjęcia (miło było przypomnieć sobie te wszystkie znane miejsca), żywy opis. Ale rzeczywiście, powstrzymajcie się od oceniania wyglądu ludzi:; nie wszyscy muszą i mogą wyglądać jak z wybiegów :-)
Ładne zdjęcia (miło było przypomnieć sobie te wszystkie znane miejsca), żywy opis. Ale rzeczywiście, powstrzymajcie się od oceniania wyglądu ludzi:; nie wszyscy muszą i mogą wyglądać jak z wybiegów
:-)
Przyznaje racje, niektóre opisy były niepotrzebne, już wyleciały. Ale tego tekstu o zwiedzaniu kościołów nie rozumiem; Sagrada i Montserrat to miejsca obowiązkowe
;)
mechu napisał:Na zwiedzanie kościołów nie żal, ale na kebaba 3 euro już tak. Stosunek do innych kultur (chodzące worki, osiedlanie araba) jak sprany masz mózg medialno-katolickim bełkotem. Odechciało się czytać reszty.Dobrze by było, gdyby ktoś wyjął kij ze spodni, bo sztywny jest, że aż boli. Kto nie słyszał "kupując kebaba osiedlasz araba" ten chyba do kebsow nie chodzi i nie wyczuwa, że to nie "medialno-katolicki bełkot" ani stosunek do innych kultur a jeden z najpopularniejszych tekstów wsrod5 studenciaków. Jak dla mnie - świetna relacja i czekam na więcej
:) -- 17 Paź 2015 15:05 -- mechu napisał:Na zwiedzanie kościołów nie żal, ale na kebaba 3 euro już tak. Stosunek do innych kultur (chodzące worki, osiedlanie araba) jak sprany masz mózg medialno-katolickim bełkotem. Odechciało się czytać reszty.Dobrze by było, gdyby ktoś wyjął kij ze spodni, bo sztywny jest, że aż boli. Kto nie słyszał "kupując kebaba osiedlasz araba" ten chyba do kebsow nie chodzi i nie wyczuwa, że to nie "medialno-katolicki bełkot" ani stosunek do innych kultur a jeden z najpopularniejszych tekstów wsrod5 studenciaków. Jak dla mnie - świetna relacja i czekam na więcej
:)
Dajcie znać czy taką objętość da się znieść, czy za bardzo się rozwodzę nad szczegółami i trzeba bardziej to zwięzić- to bardzo cenna dla mnie informacja.P.s@art77 Ale żeś dosrał... To dobrze, może przez to Ci ulżyło
:D Żeby było jasne, nie oceniałem walorów tej policjantki tylko jej zdolności do np. podjęcia pościgu za kieszonkowcem. A ja sie podobam komu sie mam podobać i tyle mi wystarczy
;)
mi nic nie ulżyło, chyba Tobie;ale np. te osoby mogłyby od właścicieli forum żądać odszkodowania - te komentarze np o Hagridzie czy policjantce są nie tylko nie na miejscu, ale też nie zgodne z prawem - pamiętaj , że osoba może pojawić się upubliczniona na zdjęciu tylko jeśli jest tłem, jeśli ją komentujesz , przestaje nim być
Nie chcę się wdawać w niepotrzebne dyskusje które nie dotyczą tematu, w który wkładam naprawdę ogrom pracy- czyli relacji. Aby uniknąć takich sytuacji na przyszłość, będę prowadzić bloga w granicach "politycznej poprawności" choć jestem przekonany, że 90% osób lekko się uśmiechnęło i przewinęło dalej, a tylko paru się to nie spodobało i postanowili o to skomentować- cieszą mnie i szanuje obie reakcje.
Fajna relacjai nie przejmuj sie slowami krytyki,bo ci ktorzy krytykowali sa 1.w zdecydowanej mniejszosci2.niech sami sprobuja cos napisac-jesli kiedykolwiek wyjechali dalej niz do miasta powiatowegopozdrawiam
Bardzo fajna relacja i ciesze się ze udała Wam się ta podróż ale... wrzucanie zdjęcia dziewczyn w strojach kąpielowych to już trochę buractwo
:) sorry.Wysłane z mojego SM-G900F przy użyciu Tapatalka
Kapitalna relacja w morzu lekko dretwych opowiesci rodzinnych panujacych na tym forum. Robicie super trase w moim ulubionym, budzetowym stylu, zdjecia fajnie oddaja klimat. I piszcie po swojemu, to Wasze odczucia i nie trzeba sie przejmowac lewacka poprawnoscia polityczna. Czekam juz na moja ulubiona Portugalie
:-)Wysłane z mojego X2_Twin przy użyciu Tapatalka
Świetna relacja,pisz dalej czekamy z niecierpliwością
:D Byłem na Majorce w tych miejscach co wy ale nie uważam aby Port Soller był dla bogaczy.Na szczęście niema tam pijanych młodych niemców i anglików tylko rodziny i seniorzy może stąd ta opinia.Dużo fajnych miejsc was omineło wiec polecam tam kiedyś powrócić.Nie zmieniaj też stylu pisania jest naprawdę ok.Marudy które chcą poprawnych politycznie i ugrzecznionych opowieści są w mniejszości.
@sevenfiftyseven fajny pomysł na podróż i mam nadzieję, że się dobrze bawiliście.Co do oceniania kogoś po wyglądzie czy powtarzania jak papuga - rób, co chcesz, tylko pamiętaj o konsekwencjach. Swada może się komuś podobać, ale pamiętaj, że to Ty jesteś odpowiedzialny za swoje czyny i słowa. Tyle z mojej strony o szaleństwach młodości i niedźwiedzich przysługach.
Dzięki za kolejną część Waszej fajnej relacji. Jak widzę już jest ocenzurowana. Swoją drogą za "politykę" tutaj cenzuruje się tylko gdy linia polityczna jest niekoniecznie zgodna z "duchem forum", o czym też osobiście się przekonałem. Na szczęście jest Wasz blog i teraz tam się przeniosę szukając dalszych części, autocenzury jak widzę tam nie ma i dobrze. Niby relacja umożliwia poszerzenie liczby odbiorców, co w przypadku takich konkretnych tekstów jak Wasz jest zawsze wskazane, ale dobrze trafić też tam gdzie można przeczytać całość.Tak na marginesie: zastanawiałem się czy dawać na to forum moje relacje z wyjazdów. Jedna kwestia była dla mnie ważna: czy będę mógł być gospodarzem takiej relacji i pisać wszystko tak jak myślę, konkrety z mocniejszym słowem jeśli czuję że potrzeba. Jak się okazuje nie bardzo, bo gdy coś nie będzie poprawne politycznie pojawi się Pan "roku" albo inny i wytnie. Lepiej więc nie pisać, albo zamieszczać jedynie takie "słodko milusie" w których głównym dylematem jest "gdzie wypożyczyć autko na wyjazd bo z lokalnymi jeździć nie będziemy" albo opisujące perypetie z "przewijakami dla niemowląt" lub "figlami dzieciaczków w basenie" (jak to brzmi... ech...) tak jak by to było esencją wyjazdu. Przepraszam że trochę się pod Waszą relacją rozpisałem, ale jestem po prostu zniesmaczony tym że próbuje się tworzyć niepotrzebne zamieszanie i ograniczać jedną z naprawdę lepszych relacji tutaj, zwłaszcza jeśli chodzi o styl podróży i obserwacje w danych miejscach.
@sevenfiftysevenDaliśmy ciała, ponieważ nie sprawdziliśmy wcześniej kiedy sie odbywają Corridy na arenie- widowisko byka i torreadora odbywa się w weekendy, a myśmy się o tym dowiedzieli już w poniedziałek, przy czym dalej lecieliśmy w czwartek.Przecież tam centrum handlowe jest od kilku lat...
namteH napisał:@sevenfiftysevenDaliśmy ciała, ponieważ nie sprawdziliśmy wcześniej kiedy sie odbywają Corridy na arenie- widowisko byka i torreadora odbywa się w weekendy, a myśmy się o tym dowiedzieli już w poniedziałek, przy czym dalej lecieliśmy w czwartek.Przecież tam centrum handlowe jest od kilku lat...to raz, a dwa że Corrida [de Toros!] jest prawnie zakazana w Katalonii od paru lat
Ok, to jeszcze przedstawie wam przybliżone koszty. Bilety lotnicze- 1200 zł od osoby, 10 osobnych rezerwacji zrobionych pod koniec maja prosto ze strony Ryanaira.Wydatki na miejscu- całkowite, wliczając pamiątki, bilety komunikacji i wejściowe, jedzenie.Majorka- 2 dni- 50 euro, w tym jeden nocleg za 25 euroBarcelona- 5 dni- 180 euro, w tym 4 noclegi ze śniadaniem po 15,50 za noc, + Montserrat, Casa Mila, Sagrada, Park Guella- średnio po 20 euroTeneryfa- 5 dni- 60 euro, noclegi pod namiotem, jedzenie kupowane głównie w supermarketach.Madryt- 1 dzień- 20 euro, a konkretnie bilety autobusowe i obiad.Porto- 2 dni- 50 euro, nocleg za 18 euro, butelka wina 25.Lizbona- 2 dni- 60 euro, nocleg za 11, bilety do sintry i z powrotem, wejściówka do Qunita.Rzym- 2 dni- 50 euro, nocleg za 25.Łącznie 370 euro od osoby + 1200 złotych za bilety. 19 dni. Da się?
;)
@sevenfiftyseven, bardzo fajna relacja. Świetnie się czyta, a równie ważne, że zawiera Twoje osobiste bardzo trafne obserwacje. Gratulacje, tak trzymać!
Dzięki za tak pozytywny komentarz
;)I prośba do reszty- ludzie, naprawde ja się z wami tutaj podzieliłem 558cioma zdjęciami, łączna długość tekstu narracyjnego to 22 strony w MS Word, standardową czcionką. Wyświetlenia idą w tysiącach, a aktywność pod spodem zerowa. Proszę, poświęćcie te 20 sekund i napiszcie jakieś swoje spostrzeżenie, uwagę, cokolwiek- naprawdę to Wasze komentarze są największą nagrodą.
Pewnie ,że fajna relacja! Konkretna , bez narzekania i z jajem!A co do marnego odzewu , wydaje mi się ,ze po prostu jest już przesycenie relacjami na forum i ludziom nawet się nie chce napisać zadnego komentarza.
sevenfiftyseven napisał:Dzięki za tak pozytywny komentarz
;)I prośba do reszty- ludzie, naprawde ja się z wami tutaj podzieliłem 558mioma zdjęciami, łączna długość tekstu narracyjnego to 22 strony w MS Word, standardową czcionką. Wyświetlenia idą w tysiącach, a aktywność pod spodem prawie zerowa. Proszę, poświęćcie te 20 sekund i napiszcie jakieś swoje spostrzeżenie, uwagę, cokolwiek- naprawdę to Wasze komentarze są największą nagrodą.Masz ogromną rację, niestety komentarze i "lajki" to czasem mi się wydaje rzadkość na forum i nie mówię tylko o swojej relacji, żeby nie było
;) Po prostu - człowiek wkłada kupę pracy, a pod spodem komentarzy jak na lekarstwo albo w ogóle, nie powiem, żeby było to motywujące.. Co do relacji - ad rem, jak dla mnie super trasa, z chęcią bym taką zrobiła, tym bardziej, że zwłaszcza Portugalia jest w moich niedalekich planach
:) Może jak dla mnie tylko zbyt szybka i mocno męcząca, wolę 2-3dni posiedzieć w jednym miejscu, ale ogólnie zobaczyliście bardzo dużo w niewielkim czasie.
@sevenfiftyseven Jak mi się podobało, to kliknąłem lajka, jak nie to nie kliknąłem. Ale faktycznie na tym innym forum, z którego Cię kojarzę ludzie faktycznie jakoś tak "żywiej", mam wrażenie, reagują.
sevenfiftyseven napisał:I prośba do reszty- ludzie, naprawde ja się z wami tutaj podzieliłem 558mioma zdjęciami, łączna długość tekstu narracyjnego to 22 strony w MS Word, standardową czcionką. Wyświetlenia idą w tysiącach, a aktywność pod spodem prawie zerowa. Proszę, poświęćcie te 20 sekund i napiszcie jakieś swoje spostrzeżenie, uwagę, cokolwiek- naprawdę to Wasze komentarze są największą nagrodą. Zwykle staram się nie komentować na tym forum tego co mi się nie podoba bo wiem że prowadzi to do dalszych sporów które zwykle i tak do niczego konstruktywnego nie prowadzą ale skoro prosisz...sevenfiftyseven napisał: Można było sobie zrobić zdjęcie z transem. Widząc małe dzieci robiące sobie zdjęcia z faceto-kobietą, każdemu normalnemu człowiekowi zbiera się na wymioty. Mnie się nie zbiera wtedy na wymioty, czy jestem według Ciebie nienormalny? Dziwię się skąd w Tobie tyle pogardy i odrazy dla drugiego człowieka.sevenfiftyseven napisał:Łącznie 370 euro od osoby + 1200 złotych za bilety. 19 dni. Da się? Wychodzi jakieś 109 zł OW za odcinek w LCC. Chwalisz się więc tą ceną czy żalisz?Do tego atrakcje w stylu spania na ulicy i w ruinach hotelu. Zastanowiłeś się jaką opinię wystawiacie innym Polakom za granicą takim zachowaniem?
Tak właśnie, opinia o Polakach
;) W sumie to mogliśmy chodzić na galowo i spać w Sheratonie, a po powrocie odrabiać wydane przez cały rok, byle niemcy widzieli że nas stać, że my też możemy, że Polska wreszcie wstała z kolan. To jest to prawdziwe cebulactwo. Komuś przeszkadzało, że sobie rozbiliśmy namiot tu i ówdzie? Pieniądze mieliśmy, wybraliśmy tą drogę, nasza sprawa. Osobiście uważam nawet, że całkiem dobrą opinie zostawia para przed dwudziestką, płynnie mówiąca w co najmniej dwóch językach i podróżująca po Europie za własne, ciężko zarobione pieniądze... Zresztą, naprawdę głęboko gdzieś mam to, jaką opinię zostawiamy. Najważniejsze to być sobą i czerpać przyjemność z tego co się robi. Ale to tak bez żadnego Ad Personam, jedynie porównanie poglądów. Dzięki za opinie!
Może @sevenfiftyseven zapomniał, że jest jeden słuszny światopogląd hiehieJak czytam niektóre komentarze to dopiero czuję prowincję...Co do spania w jaskini, to będą mieli co wspominać za parę lat.
Wyjechałem a Polski ponad 15 temu i czytając komentarzu tutaj wiem ze jeszcze nie czas wracać .Jeszcze jedno pokolenie i mam nadzieje ze będzie nirmalnie
Wracając do tematu, dopiero teraz miałem chwilę żeby przeczytać relację
:) autora muszę pochwalić za wytrwałość, mnie by się aż tak nie chciało (chociaż pewnie 2 lata temu zrobiłbym identycznie jakbym miał możliwość) takiego tempa narzucać
:) może z ciętością języka to popieram moderatora wycinające niektóre frazy (zwłaszcza w momencie, gdy inni - w tym przypadku o tych, o których opinia jest wystawiania - nie mają możliwości się obronić nawet
:P), nie uprawiajmy już tutaj polityki (przed czym forum się bardzo mocno broni)
:)ale gratuluję wyprawy
:D
Ja również dopiero teraz przeczytałem tą relację (dzięki przypadkowej reklamie, która pojawiła się w innej relacji, którą śledzę
;) ). Podoba mi się wasza trasa, sam jeździłem i nocowałem podobnie w czasach studenckich (tyle, że nie było jeszcze Ryanaira, nad czym obecnie bardzo ubolewam ). Włożyłeś ogromy wkład pracy w relację, która dzięki własnym opiniom nie jest sucha i bezbarwna. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale na tym polega wolność opini. Natomiast bardzo nie podoba mi się ingerowanie moderatora w relację (powiedzmy, że z wyjątkiem wykropkowania słów wulgarnych). Uważam, że autor jest odpowiedzialny za swoje słowa. Moderacja może napisać PW z prośbą o zmianę, ew. usunąć relację jako niezgodną z prawem/regulaminem, ale nie zmieniać sens wypowiedzi. Bardzo słaby jest dla mnie fakt, że musiałem wchodzić na bloga by przeczytać co autor napisał. Naprawdę chcecie wprowadzać cenzurę???? Poważnie uważacie, że w imię "jakiejś poprawności" należy zabierać wolność wypowiedzi? I co złego jest w np. użyciu określenia "baba" zamiast kobieta? Przecież takie sformułowanie miało oddać stan emocjonalny autora.
@jasiub, no to się doigrałeś. Post zostanie usunięty, tak jak i mój, bo złe miejsce do krytyki sobie wybrałeś. Moderator, co do którego mam podejrzenia, że aplikuje na Work&Travel w Departamencie Cenzury Korei Płn., zamiast uwzględnić szeroką krytykę forumowej społeczności (albo chociaż się odnieść), ma perwersyjne uwielbienie do jej ignorowania.
Relacja fajna, mnóstwo ciekawych miejsc i kupa fajnych doznań dla Was. Z częścią poglądów w niej zawartych się nie zgadzam, ale to już każdy je wyraża wg własnego sumienia i nie odczuwam potrzeby polemiki z autorem na ich temat, szanując jego pogląd.Natomiast zastanawia mnie zawsze, dlaczego słowo "student" jest tak często podkreślane w takich różnych relacjach? To jakiś inny gatunek człowieka?
Tylko trzeba się zastanowić czy działania moderatora podejmowane są w imię "jakiejś poprawności" czy kultury.Mnie się wydaje że chodzi o to drugie.Tak czy inaczej gratuluję wyprawy choć jest totalnie nie w moim stylu. Raz przespałem noc na lotnisku Mediolan Linate i powiedziałem że to ostatni raz
:lol: A co do opinii o Polakach, czy autor coś ukradł, awanturował się pijany albo coś w tym stylu. Wydaje mi się że pierwsze co się rzuca w oczy to otwartość na świat i chęć jego poznania. A to ludzie powinni cenić.Powodzenia w kolejnych przedsięwzięciach.
Btw, żeby nie było, wycinanie w moim poście odnosiło się do sytuacji, gdy jest opisana wyraźna, zdecydowana... powiedzmy niechęć do pewnej kultury czy nacji czy grupy ludzi (co jest sprzeczne z Ustawą Zasadniczą). Nie chcę, żeby były wycinane emocje, ale czasem emocje mogą polecieć daleko. Nie wiem jak daleko poleciał autor relacji (w tym czy była wyraźna niechęć np w sprawie imigrantów), bo nie widziałem postów przed moderacją.To tak żeby uszczegółowić moją wypowiedź
:)
Ciekawa trasa, piękne zdjęcia ale z plusów to by było tylko tyle.Szkoda.Sugerowałabym posiłkowanie się słownikiem w przypadku wątpliwości, skoro forumowa autokorekta nie wystarcza.A na chamskie teksty ( źle świadczące o autorze, który chyba chciał pokazać jaki to jest wyluzowany i w ogóle cool) , które moderacja (słusznie) wycięła spuszczę zasłonę milczenia.
michzak napisał:[...] powiedzmy niechęć do pewnej kultury czy nacji czy grupy ludzi (co jest sprzeczne z Ustawą Zasadniczą).Nie tak:) Niechęć jest dozwolona. Dyskryminacja jest zabroniona.
Nie chciałem tego ubierać w mocne słowa, ale o to mi właśnie chodziło, tak samo jak o teksty z widoczną nienawiścią do tych pewnych grup.Nie lubię używać mocnych słów
:P
Bardzo ladne zdjecia, tekstu nie czytalam. To czy ktos podrozuje z namiotem, czy zatrzymuje sie w drogich hotelach, to juz indywidualna sprawa. Wazne, zeby byl zadowolony z wlasnych wyborow.
Don_Bartoss napisał:michzak napisał:[...] powiedzmy niechęć do pewnej kultury czy nacji czy grupy ludzi (co jest sprzeczne z Ustawą Zasadniczą).Nie tak:) Niechęć jest dozwolona. Dyskryminacja jest zabroniona.Święte słowa. Wolność wypowiedzi i poglądów są najważniejsze, w swoich wypowiedziach nikogo nie "zdyskryminowałem", ani celowo nie obraziłem. singielka_1976 napisał:Nie mam nic przeciwko odmiennej opinii czy też wyrażaniu swojej dezaprobaty lub irytacji z powodu np.głośnych dzieci itd. ale to wszystko można napisać nawet dosadnie ale jednak z kulturą i na jakimś przyzwoitym poziomie.Każdy twórca tekstu z biegiem wypracowuje sobie jakiś tam styl. Jak wszystko, można go kochać lub nienawidzić. Pisarzem nie jestem i nigdy nie będę (studiuję Mechanikę i Budowę Maszyn a nie Filologię Polską) jednak staram się aby w tekście nie było za dużo ekstremizmów, zarówno negatywnych jak i pozytywnych. Jednak sytuacja z nocy w Madrycie była specyficzna, w tamtym miejscu to było klasyczne "przelanie uczuć na papier"
;)dmirstek napisał:Natomiast zastanawia mnie zawsze, dlaczego słowo "student" jest tak często podkreślane w takich różnych relacjach? To jakiś inny gatunek człowieka?Byłeś kiedyś studentem?
;)A i na temat tej "cenzury"- moderacja ma święte prawo ukrywać treść niezgodną z regulaminem forum. Rejestrując się tutaj zaakceptowałem ten fakt, ale jednak dla zachowania "100% siebie" równolegle jest prowadzony zewnętrzny blog.Dzięki za wszystkie komentarze!
@sevenfiftyseven byłem studentem, jest to jeden z okresów mojego życia. Przyjemny czas, ale nie wiem, co w tym takiego wyjątkowego, by to na każdym kroku podkreślać...
klapio napisał:sevenfiftyseven napisał:Łącznie 370 euro od osoby + 1200 złotych za bilety. 19 dni. Da się? Wychodzi jakieś 109 zł OW za odcinek w LCC. Chwalisz się więc tą ceną czy żalisz?Do tego atrakcje w stylu spania na ulicy i w ruinach hotelu. Zastanowiłeś się jaką opinię wystawiacie innym Polakom za granicą takim zachowaniem?Wydaje mi się że co do opinii o Polakach, to znacznie bardziej można się wstydzić za np nawalonych gości w kwiecistych gaciach tańczących na lotnisku po zamachu w Tunezji, wstyd ogarnia na widok Marianów rozbijających się w autach z wypożyczalni i pokazujących miejscowym jak wg nich "się jeździ" (bo przecież każdy Polak to najlepszy kierowca). Wstydzić się można za buraków chlejących w samolotach i robiących "żarty" w stylu obwieszczania współpasażerom że na pokładzie jest bomba. Nie za ciekawie wypadają tez bachory defekujące do basenów hotelowych i ich mamusie oświadczające że "przecież Brajanek nic nie zrobił, tyle płacimy to posprzątają"Zapraszam Pana i pochwalających ten post na dowolne spotkania podróżników, można tam spotkać ludzi śpiących w jaskiniach czy na ulicach, nawet takich co śpią na dworcach czy lotniskach, kurde, sam tak czasami sypiam, i proszę mi wierzyć, zarówno autorzy relacji jak i ci podróżnicy wstydu Polsce nie przynoszą. Powiedziałbym że wręcz przeciwnie.
Oj tak, trzeba się wstydzić za Polaków. Przecież niejeden Anglik pomiędzy trzecim a czwartym pawikiem puszczanym na Krakowskim Przedmieściu, wspominając takie zachowania, pokiwał z dezaprobatą głową...
@Don_Bartoss Dokładnie to samo można powiedzieć o naszych rodakach w londyńskich parkach czy pod klubami, w których są "polskie imprezki". I ciężko jest potem odpowiadać x-set razy "Tak, jestem Polką. Nie, nie piję wódki na śniadanie. Nie, nie jem łabędzi z Hyde Parku (to akurat byli "w oryginale" rumuńscy Romowie, ale poszło w świat, że Polacy, bo nasi rodacy zjedli wcześniej parę ozdobnych bażantów w innym parku). Nie, nie mieszkam na dworcu Victoria. Nie, nie sikam na ulicy. (...)" w żartach udanych bądź nie. Podobnie niemiła była konfrontacja z pytaniem "dlaczego Polacy nie płacą za spanie na campingach DOC?" w Nowej Zelandii. Chodziło o parę/naście NZD. Relatywnie nowy kierunek, a już jesteśmy "sławni inaczej".Każdy niech, oczywiście, sypia, gdzie może (sobie pozwolić), ale nie róbmy z 'kombinowania" naszego najlepszego produktu eksportowego. I pomyślmy czasem o niedokładaniu problemów Polonii, bo to im wypominane są nasze wakacyjne "chwile słabości" przy okazji dyskusji np. nt świadczeń socjalnych.
@Kara, rozumiem, że to co napisałaś było formą zwrócenia się do mnie po pomoc. Dobrze trafiłaś!Porada 1. Etykieta: gdy Anglik pyta, uświadom go, że gdy Anglik* pyta o coś Polaka, powinien skłonić się oraz zacząć od słowa "przepraszam" i to nie excuse me ale I'm sorry.Porada 2. Selekcja: staranniej dobieraj sobie znajomych. Zwroty, które przytoczyłaś odpowiadają zachowaniu w stylu: podejść do Araba na ulicy i wskazując podbródkiem na budę z kebabem zapytać jak się czuje poza swoim naturalnym środowiskiem. Marne to maniery, szczególnie że uczciwie pracujący i pracowicie zawijający kebaby w chlebek Arab zmaga się z tą samą biurokratyczną maszyną co my, Polacy.Porada 3. Samorozwój: noś głowę wysoko. Dostałaś od rodziców białą skórę** i polskie geny. Myśl po polsku.* - dotyczy też rozmów z Niemcami i francuzami (celowo z małej litery)** - nie napisałem niczego wulgarnego, nie złamałem prawa ani Konstytucji więc proszę tego argumentu nie używać
;) Więcej wiary w ludzi.
Oj zły przykład podałaś @Kara, bo ja bardzo chętnie bym utrudnił życie rodakom żyjącym za socjal za granicą, zwłaszcza tam gdzie nic nie robiąc dostaną więcej niż jakby pracowali tutaj okrągły miesiąc. Właśnie takie osobniki najbardziej psują tę opinię
;)
@Don_Bartoss na pewno zgłoszę się do Ciebie po radę, jak będę chciała zakończyć karierę. Na razie muszę Cię zostawić z tymi jakże oryginalnymi pomysłami. Anglosaski "banter" to wyraz sympatii. @sevenfiftyseven akurat dyskusja, ktora podałam za przykład, dotyczyła ogółu świadczeń socjalnych w UK, w tym np. zasiłków na dzieci, które należą się automatycznie. Dodatkowo, jako mniejszość narodowa jesteśmy kontrybutorem netto. Kojarzenie Polonii w UK z "beneficiarzami" jest więc niezbyt logiczne. Osobiście nie zazdrościłabym też nikomu zasiłku, bo wygląda kusząco tylko w ujęciu nominalnym i nie daje wiele szans rozwoju zawodowego.
;-)
Wprawdzie totalnie nie mój klimat (ciepłe kraje,duże miasta, kolejki do pałaców, msze itd.), ale widać trud autora włożony w relację.Nie rozumiem tylko agitacji o lajki i komentarze oraz podkreślania wypraw w studenckim wymiarze (tak,byłem studentem
;) ).
W końcu znalazłem czas na przeczytanie relacji (i dowiedzenie się o co rozchodziło się w dyskusji między kolegami moderatorami
;) )Gratuluje wycieczki oraz chęci podzielenia się z nami tak obszerną relacją. W kontekście relecji jako pamiętnika na pewno za jakiś czas łatwiej będzie Ci sobie wszystko przypomnieć i wtedy docenisz poświęcony trud by ją napisać
:)Osobiście często podróżowałem w podobnym stylu (spanie na lotniskach, w namiocie, w jaskini
;) ) i cieszę się gdy widzę że młodzi ludzie wciąż mają chęć poświęcić nieco swojej wygody by po poznawać trochę świat. Każdy podróżuje w końcu tak jak pozwala mu budżet. I student to rzeczywiście osobny gatunek - pieniędzy ma zazwyczaj mało, czasu dużo, a młody wiek pozwala mu więcej znieść niewygód
:)Natomiast na przyszłość radzę Ci mniej oceniać (negatywnie) innych ludzi. Jasne, każdy z nas to robi, często podświadomie, ale warto dodać do tego moment refleksji i próbę wczucia się w drugą osobę. No i pamiętaj że słowo które raz trafi do internetu zostaje w nim i ponosi się za nie wszelką odpowiedzialność. Poza tym już jako moderator proszę o nie reklamowanie bloga w każdym poście bo będziemy musieli zareagować
:twisted: I na koniec co do prośby o komentarze/lajki - zapewne każda osoba która napisała relację na forum przyzna to, że najmilej jej gdy widzi jakiś komentarz (niekoniecznie pozytywny)/dyskusję pod swoją relacją - wtedy wie że jej wysiłek pisania nie przeszedł niezauważony. Także prośba (nie w kontekście tej relacji a wszystkich relacji na forum) jak najbardziej zasadna
:)
sevenfiftyseven napisał:Ok, to jeszcze przedstawie wam przybliżone koszty. Bilety lotnicze- 1200 zł od osoby, 10 osobnych rezerwacji zrobionych pod koniec maja prosto ze strony Ryanaira.Wydatki na miejscu- całkowite, wliczając pamiątki, bilety komunikacji i wejściowe, jedzenie.Majorka- 2 dni- 50 euro, w tym jeden nocleg za 25 euroBarcelona- 5 dni- 180 euro, w tym 4 noclegi ze śniadaniem po 15,50 za noc, + Montserrat, Casa Mila, Sagrada, Park Guella- średnio po 20 euroTeneryfa- 5 dni- 60 euro, noclegi pod namiotem, jedzenie kupowane głównie w supermarketach.Madryt- 1 dzień- 20 euro, a konkretnie bilety autobusowe i obiad.Porto- 2 dni- 50 euro, nocleg za 18 euro, butelka wina 25.Lizbona- 2 dni- 60 euro, nocleg za 11, bilety do sintry i z powrotem, wejściówka do Qunita.Rzym- 2 dni- 50 euro, nocleg za 25.Łącznie 370 euro od osoby + 1200 złotych za bilety. 19 dni. Da się?
;) Hiszpanię polecam zimą. 11 dni na Teneryfie + 6 w Barcelonie - 4 osoby - 7700PLN. W tym zakupy na promocjach, samochód na 9 dni, rejs na wieloryby, Siam i Loro oraz 3 dni w hotelu 4* z wyżywieniem. Temperatury 14-26 stopni. Mniejszy tłok przy atrakcjach (choć niektóre zamknięte). Rok później Barca i Sevilla jeszcze taniej bo krócej. Raz wybrałem się w sierpniu na Kanary. Za gorąco.Widok z dachu Areny na Placu Hiszpańskim wystarczającym powodem żebyście wrócili do Barcy.Relacja fajna, ale ja bym tak tej policjantki nie podsumował
:)
Powoli słońce zbliżało się ku zenitowi. To oznaczało dwie rzeczy- początek przepięknego światła oraz potrzeby znalezienia miejsca do spania.
Wyszliśmy na chwilę z Port de Soller aby dojść do Soller, jednak pomysł ten szybko upadł i ostatecznie wróciliśmy w stronę jednej z latarni morskich. Aha, przeze mnie Asia musiała sobie założyć w telefonie folder z moimi "złotymi myślami"- oto jedna z nich- "To chodź pójdziemy tam skąd wróciliśmy" :D
Jako sprawę priorytetową traktowałem spory zapas wody. Rezerwa zaświecała się przy 1 litrze, a można było spokojnie wyruszać w wędrówkę gdy sie miało co najmniej 3. Aby nie przepłacać wrzuciłem w translator pytanie o wodę z kranu i w jakimś gospodarstwie spytałem się po hiszpańsku. Gestami powiedzieli że mają niestety tylko studniówkę (stare małżeństwo po 70tce), dlatego najedliśmy się przydrożnych winogron, które przecież zawierają sporo wody.
Szliśmy dosyć długo, a ostatecznie wróciliśmy parędziesiąt metrów dalej od miejsca w którym wcześniej mieliśmy rozstawiony namiot. Słońce było coraz niżej, i pięknie oświetlało zatokę...
Trochę się posprzeczaliśmy o miejsce na rozbicie namiotu na noc. Ja chciałem by w razie czego było blisko do wezwania pomocy, Asia w takim miejscu gdzie nikt nas nie znajdzie nawet jak przez noc zjedzą nas jaszczurki. Wyszło na Jej ;)
Dzień 4: 29.08.2015 (zwiedzanie Palmy)
Asia mnie obudziła w środku nocy wiadomością, że ktoś jest tutaj i chodzi obok naszego namiotu. Chwilę nasłuchuje, i rzeczywiście dookoła trawa szeleści, a namiotem rusza. Otworzyłem zasłonkę, wyjrzałem na zewnątrz a tam... stado górskich kóz :D A namiotem ruszał mocno porywisty wiatr.
Patrząc na te zdjęcia, mam nadzieje że choć odrobinę poczujecie klimat jaki panował wczesnym porankiem.
Doszliśmy na plaże, gdzie korzystając z tego, że wszyscy jeszcze spali, mieliśmy zamiar popływać w morzu. Niestety plan legł w gruzach ponieważ gdy tylko zdjąłem buty to zobaczyłem że mój mały palec w prawej stopie jest w mocno złym stanie, praktycznie połowa palca była pozbawiona naskórka po tym jak odszedł mi pęcherz. Nie chciałem nabawić się żadnych kłopotów na następne dni bo miałem już kiedyś coś podobnego w Turcji i wdarło się zakażenie więc zrezygnowałem z kąpieli.
Przez chwile był też inny problem, mój telefon który wyłączyłem na noc dla oszczędzenia baterii przez 40 minut nie mógł znaleźć zasięgu.
Po dokupieniu wody (doszliśmy na plaże z zaledwie pół litra) wyruszyliśmy z powrotem na południe. Słońce paliło niemiłosiernie... Doszliśmy najpierw do Soller (normalna miejscowość a nie kurort turystyczny jak Port de Soller) skąd mieliśmy większe szanse na stopa, i rzeczywiście bo już po dwudziestu minutach jechaliśmy z jedno-dzietną rodzinką którzy nas zabrali na przedmieścia Palmy.
Tam stanęliśmy z napisem "Magaluf", ponieważ nudząc się wieczorami w Holandii Asia wynalazła to miejsce w internecie pod hasłem "Best places Mallorca". Okazało sie jednak że stoimy źle ponieważ duże większe szanse są kilometr dalej przy wjeździe na autostradę (o czym powiedział nam Hiszpan wracający z Castoramy, tam też poznałem na jak zaawansowanym poziomie jest Asi hiszpański). Tuż po wyjściu mały akcent lotniczy- A380 Emirates w locie do Madrytu ;)
Gdy dojechaliśmy do Magaluf (o dziwo nie słyszałem o nim nigdy wcześniej) okazało się że to typowa brytyjska wakacyjna miejscowość. Czyli źle. Rozpisywać się nie będę, polecam tylko omijać to miejsce. Można było lepiej wykorzystać limitowany czas jaki mielimy na tej wyspie, jednak kolejna okazja jeszcze na pewno będzie a wtedy to już z pewnością z wypożyczonym autkiem.
Pojechaliśmy z powrotem do Palmy, aby wejść na zamek Castell de Bellver skąd można oglądać panoramę całej stolicy.
Gdy jest prawie 40 stopni, a ty masz na plecach 15 kilo, to jest ostatni widok jaki masz ochote zobaczyć ;)
Na górę prowadzi 237 schodów. Można równie dobrze iść płaską drogą (którą wjeżdżają autobusy) ale wtedy sie czterokrotnie nadkłada drogi.
Zamek nie jest spektakularny, ale za to zachowany w naprawdę bardzo dobrym stanie. Wejście 7 euro od osoby.
PMI i startujący A320 Vueling:
Wielki plus dla zarządców Castell de Bellver za udostępnienie pitnej wody turystom. Obok toalet stała taka "pijka" znana z amerykańskich szkół w filmach. W dodatku woda prawie lodowata, dlatego wylaliśmy cały nasz zapas który był już w temperaturze otoczenia i nalaliśmy tej chłodnej.
Przebywając tam, obok nas stali inni Polscy turyści, jednak oni przyjechali z biura podróży Alfa Star które w międzyczasie zbankrutowało, i jak wynikało z ich rozmowy samolot powrotny mieli o 5 dni wcześniej niż powinni. No cóż, nie chce Ci się organizować wycieczki samemu, to automatycznie musisz sobie zdawać sprawę, że podejmujesz takie ryzyko.
Na zamku spędziliśmy 2 godziny, więc gdy już zaczęliśmy schodzić było już dużo chłodniej.
Kolejną sprawą do załatwienia był... pojemnik do 100ml na tę nieszczęsną oliwe. Pomimo lania na pieczywo ogromnej ilości za każdym razem, nie zeszła cała buteleczka (250 ml dla przypomnienia) a żal było wyrzucić, dlatego też w chińskim sklepie znaleźliśmy mały zamykany pojemnik na przyprawy o pojemności 95ml, z opisaną pojemnością (co jest bardzo ważne gdyż nawet 30ml buteleczka sie nie kwalifikuje do przejścia przez kontrole bezpieczeństwa jeśli na niej nie pisze jaka to objętość).
Dodatkowo, ja zgłodniałem i w knajpie obok której przechodziliśmy zjadłem pierwszego kebsa podczas tego wyjazdu, niecałe 3 euro za sporą (standardową) porcję skusiło. Tak wiem, kupując kebaba osiedlasz araba, ale cena dyktuje warunki, poza tym to nie u nas w Polsce. Siedząc obserwowaliśmy jak powoli się schodzą okoliczni mieszkańcy na codzienny rytuał picia kawy i piwa pod wieczór.
W międzyczasie zaczęło się ściemniać, nie dane nam już będzie więcej zobaczyć słońca na Majorce (przynajmniej podczas tego wyjazdu). I znów mała sprzeczka- po godzinie oczekiwania na autostop ja chciałem już zrezygnować i pojechać na lotnisko autobusem. Już miałem się zbierać kiedy niestety zatrzymała się biała Dacia i wyszło na jej. Trójka osób koło 50-tki jechała akurat na kolacje kiedy "zobaczyliśmy jak niewinnie wyglądacie na tym skrzyżowaniu i zdecydowaliśmy się was podwieźć, moglibyście być naszymi dziećmi". Co ciekawe, pomimo już nieco starszego wieku wszyscy mówili płynnie po Angielsku.
Lotnisko PMI ogromne. Pisałem już o tym. Hala check-inów ma 220 stanowisk, wszystko bardzo spójne, pod jednym dachem. Znaleźliśmy sobie kącik tuż obok składu koszy do mierzenia bagażu różnych linii, mieliśmy tam 3 gniazdka i byliśmy osłonięci z dwóch stron. To bardzo ważne, daje duże poczucie bezpieczeństwa w nocy, nigdy nie zapomnę niepewności jak w Dublinie spałem pod filarem konstrukcyjnym, praktycznie na środku terminala nie będąc osłonięty z żadnej strony (to był ostatni wolny kawałek podłogi).
Koło pierwszej w nocy miał jeszcze miejsce incydent który wzbudził mocny niepokój, obudził nas krzyk płacz i lament Brytyjki aby nie aresztowała jej policja parenaście metrów na lewo od nas. W cichym terminalu, w środku nocy, te wrzaski były praktycznie psychodeliczne. Nie wiemy o co chodziło, ale problemy miała i ona i jej partner, z którym najwyraźniej się pokłóciła. Wybłagała to aby jej nie aresztowali, ale przez pół godziny robiła sceny i terroryzowała wszystkich pozostałych w budynku.
Koniec części pierwszej. Zapraszam na bloga po inne relacje:http://studentsflying.blogspot.com/?view=timeslideDzień piąty- 30.08.2015 (Z Balearów do Katalonii)
Następny przystanek- Barcelona! Odlot mieliśmy o 6:30 rano, a cena biletów za ten odcinek była bardzo niska- 9 euro. Niestety jak to bywa przy takich red-eye flights, łatwo doprowadzić do spięć ponieważ oboje byliśmy zmęczeni nocą spędzoną w złych warunkach, zaledwie trzema godzinami snu i pobudką przed piątą rano. Lotnisko budziło się do życia, wczesny poranek to wyjątkowa pora, gdy pasażerowie to głównie Hiszpanie. .
Dobrze, że Polskie lotniska są zaopatrzone w rękawy ze szklanymi ściankami bocznymi. Taka puszka jak tutaj, zwłaszcza z kolejką ludzi czekających na wejście do samolotu sprawia wrażenie klaustrofobiczne.
Mój najkrótszy lot. Czas w powietrzu- 32 minuty. Od wejścia do wyjścia, 45 minut. Zatem już o 7:15 jesteśmy w Barcelonie. Po deboardingu z samolotu szliśmy sobie do wyjścia, kiedy tu nagle ukazała się naszym oczom piękna ławeczka (zwyczajna, ale jak sie jest tak zaspanym to nawet podłoga zdaje się być przytulna), położyliśmy się więc dospać trochę, a przy okazji zaplanować co dalej.
Przez okna było widać skalę ekspansji najszybciej rozwijającego się low-costa ostatnich lat- Vueling. Jeszcze pare lat temu w BCN panował Spanair, AeBal, Iberia... Obecnie 2/3 ruchu to żółte silniczki z flagą F1 na ogonie.