+1
sevenfiftyseven 28 października 2017 15:49
Image

Image

Bardzo mi się podobały betonowe fundamenty mostów i tuneli- zdobiły je reklamy różnych usług, które były na nich MALOWANE.

Image

Image

Image

Nie jestem w stanie tego za bardzo wyjaśnić, ale w tym państwie się czułem bardzo nieswojo. Bez wyraźnego powodu, nie chodziło o barierę językową- chociażby w Gruzji też nie kumałem nic po ichniejszemu, ale "Albańskie klimaty" mi nie podpasowały. Mało rzeczy szanuje tak mało jak twórczość Raka (polskiej muzyki), ale idąc przez Tirane "heszke w meszke" samo pchało się na usta :D

Image

Image

Image

Mimo wskazówek na hitchwiki o całkiem fajnej "dzikiej" miejscówce do spania, właśnie z tego poczucia niepewności, poszukałem jakiegoś wi-fi i znalazłem nam jakiś hotel na tę noc. Ze śniadaniem- pierwszy raz w tej podróży mamy taki luksus. W hotelu natomiast nieprzyjemna niespodzianka, otóż nie można płacić kartą, a my nie mamy żadnych Lek- trzeba iść do jakiegoś kantoru wymienić 10$.

Podsumowanie: Dzień: 6, ilość stopów: 3, odwiedzone kraje: Macedonia, AlbaniaSorry za przerwę, bronię się w lutym, zacząłem pracę jako konstruktor i po prostu maaało czasu. Szykujcie sie za to na całkiem ciekawy wpis.

Dzień 7: 02.08.2017

Po raz pierwszy od wyjechania z Belgradu spaliśmy w "luksusowych warunkach" (w 2 gwiazdkowym hotelu). Największa zaleta- możliwość naładowania wszystkich baterii oraz przeprania swoich ubrań, zwłaszcza mi na tym zależało bo maszerując w południe po bałkanach z wielkim plecakiem, po kilku minutach już dosłownie ociekam potem, a w celu zminimalizowania bagażu wziąłem zapas odzieży tylko na 5 kolejnych dni.
Wybierając nocleg na booking.com ustawiam filtry: "ocena gości od 8 gwiazdek w górę" oraz "śniadanie wliczone w cene", a następnie sortuje cenami od najniższej do najwyższej, po czym wybieram obiekt który jest najbliżej centrum. Dzięki temu algorytmowi, w 95% jesteśmy zadowoleni- tak było i tym razem, pomimo że śniadanie nie za bardzo spełniło moje oczekiwania... Przynajmniej kawa była!
Image

Przy płatności za noc pobytu, przypadkiem robię zdjęcie które na długo ląduje na mojej tapecie w telefonie: (Asia jest Polish-American)

Image

Wychodzimy z hotelu, kierujemy się wpierw jeszcze raz na główny plac, a następnie chcemy jechać na północ. Gdzie? Okaże się jeszcze, zależy jak nam się trafi. Idąc ulicą, od czasu do czasu przejeżdża jakaś inna marka samochodu poza mercedesem.

Image

Multipla!

Image

Ceny za niektóre produkty porównywalne jak w PL, inne o 60% niższe.

Image

Bawi nas "wynajem" po albańsku:

Image

Główny plac miasta z bardzo klimatycznym muralem mozaikowym.

Image

A biur podróży o zarypania. Jak one wszystkie się utrzymują...

Image

Nie wiem za bardzo czemu, ale w wielu miejscach spostrzegałem Niemieckie flagi wywieszone odwrotnie. Usłyszałem, że to pewna forma poniżenia ze strony Albańczyków- osobiście nie widzę podstaw: bo:
1. Niemcy, jak i cała UE bardzo pomogła w kradzieży terytorium Serbii i utworzeniu Kosowa, czyli Albanii V2.0;
2.Niemcy, Austria, Szwajcaria to główne kierunki emigracyjne Albańczyków- wystarczy spojrzeć na kierunki lotów z Prisztiny by się o tym przekonać.

Image

Idziemy na wylotówkę:

Image

Stojąc i łapiąc stopa, co drugi przechodzeń coś zagaduje, próbuje radzić lub kieruje na przystanek autobusowy. Po 10 minutach jestem już tak tym wk*ony, że idziemy 300m dalej i stoimy w pełnym słońcu, ale za to w spokoju. Za chwilę będzie jedna z ciekawszych jazd stopem podczas tej wycieczki.

Image

Nie podam żadnych szczegółów nt. kto prowadził auto ani czym jechaliśmy, dokąd itp. Opowiem natomiast, że ta osoba była obywatelem jednego z naszych sąsiednich państw, pracowała na kontrakcie jednej z międzynarodowych agencji i zajmowała się zwalczaniem korupcji w Albanii. Osoba ta (podobno) posiadała uprawnienia do "prowokowania" osób nawet do stopnia ministerskiego, natomiast głównym celem była miejscowa policja. Nasłuchaliśmy się podczas blisko godzinnej jazdy sporo negatywnych historii o tym kraju. Skorumpowanym, mafijnym kraju.

Jeden z rzekomych budynków Albańskiej mafii, przez takich jak oni osoba z którą jechaliśmy miała przy sobie broń:

Image

Wysiedliśmy pośrodku pola, dookoła jakieś stragany a zaraz za nimi spalone słońcem łąki, a w oddali góry za płonącymi zboczami. Tak się złożyło, że oboje jakoś nie zachwyciliśmy się Albanią i chcemy stąd spadać. Powody? Inna kultura, niezrozumiały język, a my tacy bezdomni i bezbronni (bądźmy szczerzy- co w razie czego zdziałam tym 50 ml gazem pieprzowym i scyzorykiem). Pewnie ktoś zaraz napisze "wyjeżdżacie z tego wspaniałego kraju tak po jednym dniu, odwiedzeniu praktycznie tylko Tirany, nie pojechaliście tu tu tu i tu???". Tak, dokładnie. Pewnie jeszcze tu wrócimy. W podróży zawsze warto się kierować intuicją, która nam tym razem podpowiadała tak a nie inaczej. Jedziemy za to do Kosowa, co okazało się być strzałem w dziesiątkę.

Image

Tym razem wsiadamy do prawdziwego hippie-busa. Niemiec, przerobił starego VW Transportera niskim kosztem, wyruszył w samotną podróż, a w Bośni spotkał młodą Francuzkę i od tej pory jechali razem. Chcieli też się dostać do Kosowa- dla nas super bo od miejsca z którego nas zabrali do granicy było ok. 2,5 godziny jazdy górską drogą, bez żadnych miast po drodze. Za to z pięknymi widokami!

Image

Image

Image

Image

Image

Dziwna sytuacja. Dojeżdżamy do granicy z Kosowem, my wyciągamy nasze paszporty i podajemy kierowcy by dał strażniczce przy okienku. A oboje naszych współtowarzyszy wyskakuje z dowodami osobistymi, nie mają przy sobie paszportów. Nie zostali wpuszczeni do Kosowa, my za to wyszliśmy i przeszliśmy przez granicę pieszo. W zasadzie to muszą teraz wrócić do miejsca skąd nas zabrali, czyli spędzą 5 godzin na zawiezieniu nas na granicę po czym wrócą do punktu wyjścia. Cóż, z całym szacunkiem dla nich, ale nie używa się mózgu zawczasu to potem się cierpi. Dosłownie po minucie łapiemy stopa do Prizren.

Mamy farta dziś. Każda kolejna jazda to ciekawa opowieść. Tym razem jedziemy z ojcem i synem, którzy jadą odwiedzić Kosowo po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, a właśnie tam się urodzili. Zanim wjeżdżamy do miasta, mijamy dwa konwoje patrolujące- KFOR. Robi wrażenie, jesteśmy w państwie gdzie odbywa sie misja stabilizacyjna NATO.

Image

A NATO tutaj lubią. W końcu dzięki im istnieją, i chyba głównie dlatego że Serbia ma skłonności w kierunku Rosji. Postawili nawet pomnik NATO w centrum.

Image

Miejscowa waluta? Euro. Na szczęście ceny pozostały bałkańskie, natomiast już sporo drożej niż było np. w Macedonii.

Image

Zwiedzamy miasteczko. Ogromny plus- bieżące źródła pitnej wody na rogach ulic.

Image

Image

Image

Image

Image

Chwilowo zakochałem się w Pljeskavicach.

Image

Spędzamy w Prizren całe popołudnie. Wspominałem o intuicji i podświadomości w podróży- teraz nam obojgu się tu bardzo podobało, mimo że to dalej jest praktycznie Albania.
Teraz cenna uwaga dla stopowiczów w tym regionie- koniecznie się upewnijcie trzy razy, czy tabliczka którą trzymacie ma poprawną pisownie. Chcieliśmy się wydostać z miasta na noc, prawdopodobnie spać gdzieś po drodze, bo ominiemy Prisztine gdyż najłatwiej będzie nam tam wrócić (loty z SXF), kierujemy więc na N-W. Pierwsze miasto w tym kierunku? "PEJ", ok, to tak pisze na tabliczce. Co się potem okazuje? Nasza laminowana mapa Bałkan ma nazwy Serbskie. A to tutaj działa jak płachta na byka, pewnie dlatego stoimy już ponad godzine, słońce praktycznie zaszło a nas nikt nie wziął. Staliśmy tacy nieświadomi, co jakiś czas ktoś trąbił. W końcu się ktoś zatrzymał i nas powiadomił, że z tabliczką "PEJ" nigdzie nie dojedziemy i żeby zmienić na "PEĆ" bo to jest Albańska nazwa tej miejscowości. No kur*a dzięki stary! I rzeczywiście, po kolejnych 15 minutach już jedziemy nowiutkim mercem, oczywiście na szwajcarskich blachach.

Image

Image

Image

Nie dojechaliśmy jednak do samego Peć, tylko do Djakovicy, ekhm, tfu, Djakovy. Przez nieporozumienie wysiedliśmy niestety w centrum, musieliśmy przemaszerować już po zachodzie słońca ok. 2 km aż zrobiło się nieco spokojniej. Na szczęście słońce już zaszło i jest już tylko ok. 27 stopni. Za to miejscówek do spania brak, a ta miejscowość zdaje się nie mieć końca. Trudno, odbijamy w bok od głównej drogi. Trafiliśmy na osiedle domków jednorodzinnych, ale o nieco innej budowie niż przywykliśmy- wyglądało to tak, jakby wpierw deweloper podzielił betonowymi płotami pole na jednakowe działki, a później dopiero prywatni ludzie stawiali swoje domy na właśnie takich działkach. Na jednej z niezabudowanych, obrośniętych, rozstawiliśmy po ciemku namiot, zasypiając z nutami albańskiej muzy z imprezy w jednym z domków obok. Co za dzień.

Podsumowanie: Dzień: 7, ilość jazd stopem: 4, odwiedzone kraje: Albania, Kosowo.Dzień 8: 03.08.2017 (czwartek)

Spaliśmy w namiocie rozbitym w krzakach na jednej z niezabudowanych działek na osiedlu domków jednorodzinnych. Życie autostopowicza przypomina nieco tryb rdzennych mieszkańców planety- kładziesz się godzinę lub dwie po zachodzie słońca, wstajesz godzinę lub dwie po wschodzie słońca. Pobudka to jednak sztuka kompromisów: sen, poranny chłodek lub pośpiech. Pierwsza opcja: możesz spać tyle ile chcesz, nie spieszyć się zbierając graty lecz wychodząc z miejscówki gdzie spałeś już zaczynasz ociekać potem, druga opcja: możesz się zbierać powolutku i cieszyć się cudownymi 25 stopniami z rana ale wtedy się nie wyśpisz, my natomiast często wybieraliśmy opcje z dłuższym snem i pośpiechem przy wyprawianiu w drogę, żeby się jeszcze nie zdążyć ugotować nim złapiemy pierwszego stopa.Dalej jesteśmy w Djakovicy, a musimy dojechać do Pej aby mieć szanse znaleźć kogoś jadącego do Czarnogóry. Gwoli ścisłości, prawidłowo powinno być napisane "do Peji", ale kojarzy się z pewnym patusem, a patusów nie lubię. Gdy powróciliśmy do głównej drogi, wciąż jeszcze idąc, wystawiłem tabliczkę "Montenegro" bez jakiejkolwiek nadziei, że ktokolwiek się zatrzyma bez standardowego stania co najmniej 10 minut. A tutaj zdziwko- zatrzymało się pierwsze auto które nadjechało. Kierujący- agent firmy ubezpieczeniowej, który zawodowo oceniał szkody po wypadkach- zawiózł nas do centrum Pej/Peć.

Image

Idziemy coś zjeść- wtem nadeszła wielkopomna chwila, pora otworzyć sałatkę z tuńczykiem, którą tacham na plecach od samego Wrocławia. Jesteśmy w zachodnim Kosowie, dojechaliśmy tam autostopem przez Macedonie, usiedliśmy sobie w parku w cieniu pod drzewem, na jednej ławce usiedliśmy, na drugiej położyliśmy plecaki, zrobiliśmy kanapki, otworzyliśmy mapę i zaczeliśmy planować gdzie by tu dalej jechać- właśnie takie momenty najbardziej zapadną w pamięć. Aż się podzielę zdjęciem tej kanapki.

Image

Po wszamaniu chleba, tuńczyka, kabanosów (też jeszcze z Polski) i czegoś tam jeszcze, odmaszerowujemy w kierunku "Mali i Zi". Co to takie? "Czarnogóra" po Albańsku- że też się nie domyśliłem.

Image

Znów zaufałem naszej mapie, która wyraźnie pokazuje najbardziej logiczną drogę do Czarnogóry (co prawda strasznie krętą, górską- ale jednak krótszą niż inne) w tym kierunku, gdzie sie udajemy. Jakieś zrządzenie losu, bo w tej malutkiej, zupełnie nie turystycznej miejscowości, odchodząc od centrum, znajdujemy biuro informacji turystycznej. Wchodzę, bo aż żal nie spytać czy dobrze główkujemy. Miły starszy pan po rosyjsku powiadamia że ta droga jest nieczynna, ale jego syn może nas zawieźć do dobrej drogi skąd na pewno ktoś nas zabierze. Nie z nami takie numery, gałganie- pomyślałem ;) Zawiezie nas, a potem będzie chciał za tą podwózkę dinero, nie na tym polega zabawa, mówie mu że pójdziemy z buta, bo musimy się wrócić "tylko" 1,5 km. Ale ten syn tak bardzo naciska żeby nas podwieźć, w dodatku całkiem dobrze mówi po angielsku i czujemy sie nieco pewniej. W końcu mówi magiczne "no money" i nas wygrywa- strasznie to brzmi, wiem- ale serio chcieliśmy pójść z buta i nie robić nikomu kłopotu.

Wsiadamy do auta, zawozi nas z powrotem do centrum i zaprasza na kawę- już dzisiaj jedno espresso piłem (żal nie skorzystać, jak tutaj kosztuje 0,50 eur). Znowu wymiękamy, i idziemy z nim na kawę- widać że bardzo dużą sprawia mu to przyjemność. Przy stoliku opowiadam mu o naszej podróży, o Polsce, on za to odpowiada na różne pytania dot. Kosowa. Mam rozdwojenie jaźni. On tak się cieszy z niepodległości swojego kraju.
Za to moja opinia o Kosowie jest taka, że nie powinno być odrywane od Serbii. Dawno dawno temu, ludność albańska na terytorium obecnego Kosowa, a wtedy jeszcze Jugosławii wzięła się z tego powodu, że uciekający przed dyktaturą Albańczycy, odnajdywali azyl w regionie dzisiejszej południowo-zachodniej Serbii. Czas poszedł do przodu, Jugosławia się rozpadła, dyktatura w Albanii się skończyła, lecz ludność tam pozostała- i jak to w muzułmańskich rodzinach przystało, mieli bardzo dużą dzietność i przez te kilkadziesiąt lat, stali się większością w tym regionie. Przyszło USA, NATO, pomogli się odłączyć- powstało Kosowo.
Lecz nie mówię mu tego. Jest dla nas taki miły, zresztą on chce żyć jak każdy inny człowiek na świecie, a to wszystko o czym obecnie pisałem to polityka, czyli samo zło. On się zajmuje prowadzeniem pensjonatu i organizowaniem wycieczek, poprosiłem o jego wizytówkę- polecam osobom które chcą odbyć kilkudniowy trekking szczytami Czarnogóry, Albanii i Kosowa.
[url]
http://kosovatourism.com/list/guesthouse-panorama/[/url]

Czas mija bardzo przyjemnie, lecz trzeba się zbierać żeby dziś jeszcze dokądś dojechać. Dlaczego się tak śpieszymy, zamiast posiedzieć na miejscu trochę? W sumie teraz jak tak wróciliśmy i odpoczeliśmy 5 miesięcy to za bardzo nie wiem, trochę żałuje...
Po pożegnaniu, łapiemy krótką podwózkę od gościa z synem, którzy oboje mieszkają na Islandii, a w Kosowie przyjeżdżają na wakacje, do rodziny. JAK JA IM K$%^A ZAZDROSZCZE tej Islandii. Ale pewnie mówię tak bo byłem tam dwa razy, łącznie przez 9 dni, i za każdym razem zwiedzałem piękne miejsca- gdybym pomieszkał tam w zimie, mając 4 godziny światła za dnia i codzienne lodowate wichury znad atlantyku, pewnie już nie byłoby tak kolorowo.

Wysiadamy na jakimś rondzie i stoimy dalej z tą tabliczką "Mali i Zi/Montenegro". Heh, do stolicy- Podgoricy, 6 godzin jazdy, małe szanse że daleko ujedziemy, ale może przynajmniej ktoś nas zawiezie te 0:35, do granicy. Po pięciu minutach zatrzymuje się Golf VI- w środku dwóch typków ok. 40tki- jadą do Podgoricy. No k**a, dlaczego by nie skorzystać.

Image

Szło się dogadać po Albańsku, ale dosyć słabo. Z tego co zrozumiałem, to chyba właśnie zawieźli jakieś auto do Pej i teraz wracają we dwójkę spowrotem do stolicy. Od razu idzie wyczuć doświadczonego kierowce po górskich drogach- prowadzi bardzo dynamicznie, lecz bez szaleństwa, bezpiecznie. Muza na całego, oraz- i tutaj szkopuł tej jazdy- NON STOP SZLUGI. Przez całą jazdę z nimi, 5,5 godziny, każdy z nich wyjarał chyba po paczce fajek. Ich auto, my się do nich wpakowaliśmy, nie mamy prawa nic mówić- ale nas obojga ich jaranie przy ledwo tylko uchylonych szybach tak zmęczyło, że dochodziliśmy do siebie potem do wieczora. Asia nigdy nie paliła, ja natomiast przez trzy lata- i jadąc tak przypomniałem sobie czasy liceum- kiedy już dawno zaspokoiłem swoją dawkę zapotrzebowania na dym papierosowy (2-3 fajki zazwyczaj) ale wszyscy dalej palili to ja też kontynuowałem fajkę za fajką, mimo że już tak naprawdę mi sie już nie chciało- łeb zaczyna boleć.

Natomiast droga jest niesamowita. Kręta, górska, droga. Nieraz po drodze by się chciało gdzieś zatrzymać. To akurat chyba największy minus autostopa- gdy już złapiesz coś fajnego, to szkoda wysiadać- i sporo cię omija.

Image

Image

Zatrzymujemy się po czterech godzinach jazdy na postój. Nie mam ochoty na nic po tej komorze gazowej, a widmo wejścia tam spowrotem przyprawia mnie o mdłości- wmawiam sobie że przynajmniej ja to gorzej przeżywam przez to, że byłem palaczem. Siedząc przy stoliku, podłączyłem się do wi-fi i zaistniała śmieszna scena- telefon złapał internet i zaczęły przychodzić wiadomości na messenger- Asi mama nam obojgu wysłała screena z MSZ:

[url]
http://www.mfa.gov.pl/pl/informacje_kon ... 21.cmsap6p[/url]

Quote:
Z powodu niestabilnej sytuacji w Kosowie nie zaleca się podróżowania do tego kraju. W przypadku konieczności udania się tam, bezwzględnie należy unikać wyjazdów w ogarnięte konfliktem północne rejony kraju (w praktyce - leżące na północ od stolicy kraju - Prisztiny). Zagrożenie przestępczością pospolitą w Kosowie jest wysokie. Należy zachować szczególną ostrożność podczas postojów na małych, niestrzeżonych parkingach przydrożnych, a w nocy w ogóle się na nich nie zatrzymywać.


Opowiadam naszym poznanym Kosowianom o tym co właśnie przeczytałem i wszyscy się z tego śmiejemy. Na parkingu kwintesencja bałkan- obok siebie rejestracje Kosowa, Albanii, Czarnogóry i Serbii.

Image

Image

Dojechaliśmy w końcu do Podgoricy. Na stacji benzynowej jest wi-fi, sprawdzam co tu jest ciekawego, może jakiś ryneczek, pljeskavica- i tu zawód, ponieważ gówno tu za przeproszeniem jest, nawet nie ma co jechać do centrum by zobaczyć jedną cerkiew. Ale wał. Najciekawsza w Podgoricy okazuje się zajezdnia kolejowa.
Moją pasją jest oczywiście lotnictwo, ale od jakiegoś czasu coraz bardziej interesuje mnie kolej.

Image

Image

Image

Uciekamy z tego nudnego miejsca, kierujemy się dalej- do Virpazar, nad jezioro Szkoderskie. Problem ze znalezieniem kartonu- zazwyczaj na wszelki wypadek mam ze sobą jakiś zapasowy świstek, ale tym razem wszystko już zużyte i dawno wywalone do śmieci. Podbijam do strażnika przy jakimś magazynie- ten uchachany przynosi praktycznie w zębach 3 praktycznie nieruszone, czyste kartony.
Z Podgoricy do Virpazar zabiera nas perfekcyjnie mówiący po angielsku młody żyd, którego akcent bardzo mnie irytował. Ale kawał drogi dziś ujechaliśmy.

Image

Virpazar:


Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

washington 5 listopada 2017 17:44 Odpowiedz
Fajnie się czyta, odżywają własne wspomnienia podobnej podróży :)Szczególnie ten fragment o wydostawaniu się do Kosowa - identyczne doświadczenie. My na nasze szczęście nieco szybciej zadecydowaliśmy że z Albanii do Kosowa damy radę jedynie przez Macedonię.
kawon30 11 grudnia 2017 07:54 Odpowiedz
Będzie jakiś ciąg dalszy???
jerzy5 12 grudnia 2017 00:46 Odpowiedz
Pisz dalej, nie myśl że nikt nie czyta, zazdroszczę Wam młodości, ale my starsi tez nie wymiękamy
bozenak 6 lutego 2018 18:02 Odpowiedz
Gratuluję inżynierom :D :D I czekam na następne relacje ;) ;)
jerzy5 1 kwietnia 2018 02:05 Odpowiedz
Też jestem zachwycony do końca czytałem, bo Bałkany to mój klimat, też czekam na kolejną relacje
bozenak 1 kwietnia 2018 15:56 Odpowiedz
jerzy5 następna relacja już jest ;) ;)