W Medjugorie istotne są dwa wzgórza- Brdo Ukazanja/Podbrdo, gdzie podobno Matka Boża się wielokrotnie objawiła, oraz Krijevac- góra Krzyża. Wszystko jest bardzo skromne.
Podbrdo:
Krijevac:
Osobom wierzącym bardzo polecam wycieczkę w to miejsce, ma niesamowity klimat.
Podsumowanie: dzień: 11 i 12; ilość stopów: 0.5, odwiedzone kraje: Chorwacja, BośniaDzień 13: 08.08.2017 (wtorek)
Wyjeżdżamy z Medjugorje, kierujemy się na Mostar. Niestety trzeba było przejść ok. 4km do głównej drogi. Po pół godziny łapiemy stopa- oczywiście Golfa. Chłopak i dziewczyna, niewiele starsi od nas- zabiorą nas do samego Mostaru. Pytam się ich o to, jak żyją ze sobą różne religie w tym regionie- mówią że nie ma obecnie prawie żadnych starć. Dostaje też odpowiedź na to, dlaczego w niedziele podczas mszy było słychać strzały- nieopodal odbywało się wesele (na którym właśnie oni byli) i to były tradycyjne wystrzały w powietrze z kałacha.
Zdjęcia z Mostaru- stare miasto naprawde godne polecenia, ma bardzo unikalny klimat- tutaj minaret, tam turkusowa rzeka, wszędzie kamienna zabudowa, ślady po kulach. Do tego gorąc. Mostar jest ze wszystkich stron otoczony górami, w lecie temperatura niejednokrotnie przekracza 45 stopni celciusza. Gdy tam byliśmy, było zaledwie 42.
Nad miastem króluje wzgórze. Wzgórze snajperów. Opowiedział nam o nim kierowca z którym jechaliśmy z Dubrownika do Medjugorje. Snajper który się znajdował na tym wzgórzu, miał widok na całe miasto.
Przez ten gorąc i ciężar na plecach stajemy się oboje bardzo drażliwi i niepotrzebnie zaczynamy na siebie warczeć. W dodatku jesteśmy już troche zmęczeni, bo jesteśmy w podróży już od trzynastu dni. Takie kryzysy między nami zdarzały się parokrotnie podczas tego wyjazdu, natomiast fajne jest to, że gdy pojawia się z powrotem "comfort zone" = złapiemy stopa/usiądziemy w restauracji itp, od razu się zapomina i wszystko wraca do normalności.
Łapiemy stopa do Sarajewa. Z dostawcą przypraw- jedziemy Trafficiem i możemy siedzieć oboje z przodu. Przed nami trasa z najpiękniejszymi widokami z całego wyjazdu.
Sarajewo.
Tak jak w Mostarze i Medjugorje akceptowalne były Euro, tak w Sarajewie potrzebujemy już dostać miejscową walutę. Przy wymianie w kantorze- proszą o twój paszport, podpis itp- nie wiem po kij.
Łażąc w poszukiwaniu jakiegoś fast foodu, napotykamy pomnik który chyba najbardziej do mnie trafił spośród wszystkich jakie kiedykolwiek widziałem. Pomnik upamiętniający pomordowane dzieci podczas oblężenia Sarajewa.
No i się zaczyna pojawiać problem, gdzie my tu będziemy spać. Ja nalegam aby pójść do hostelu, znalazłem na b.com w całkiem dobrej cenie i w centrum, natomiast nie ma to większego sensu bo NIE BĘDZIE WODY, o czym poinformował nas nasz kierowca z którym tu jechaliśmy. Zazwyczaj, w lecie, wodociągi przestają dostarczać wodę między 23 a 6 rano, dla oszczędności bo wody tu brakuje od zawsze. Natomiast tego dnia kiedy tam byliśmy, wodę mieli wyłączyć już o 18. Szukamy więc innych opcji.
Jedziemy w inną dzielnicę miasta i rozbijamy namiot na wzgórzu-polanie, nieopodal lotniska.
Nocujemy na takiej wysokości i tak niedaleko pasa startowego, że nawet w nocy mogę gołym okiem zidentyfikować lądujące samoloty. Po kolei przyleciały AT7 Air Serbia, B738 Norwegian, A321 Lufthansy oraz A320 Austrian na nocowanie.
Podsumowanie: Dzień 13, Ilość stopów: 2, odwiedzone kraje: Bośnia i HercegowinaDzień 14: 09.08.2017 (środa)
Pobudka nad Sarajewem.
Zejście z tego wzgórza było lekkim wyzwaniem, bo roślinność była spalona słońcem i sięgała do kolan, a my w krótkich spodniach, oprócz tego nachylenie zbocza ze 40 stopni a na naszych plecach po 15 kg. Z jedzeniem jesteśmy praktycznie na zero, trzeba odwiedzić prędko jakiś supermarket bo na głoda daleko nie zaj(e)dziemy. Problem jest w tym, że mamy przy sobie dosłownie kilka KM, a kartą płacić nie można. Udaje sie nam jednak nakupić troche żarcia za 7.20KM (ok. 15zł). Dopinguje nam kasierka, której opowiedzieliśmy troche o naszym wyjeździe. Plan wycieczki został mniej więcej wykonany. Zabrakło Chorwackiego wybrzeża, ale to byłby chory pomysł żeby się tam znowu pchać. Kierujemy się zatem na północ, rozpoczynając powrót do Polski.
Najpierw- ok. 2km do wjazdu na wylotówkę z Sarajewa. Jedną z moich ulubionych czynności było proszenie ludzi o kartony (na tabliczki)- zawsze spotykamy się z bardzo pozytywną, rozbawioną reakcją. Potem trzeba się określić gdzie będziemy sie kierować, bo na granicy z Chorwacją są co najmniej 3 przejścia- słuchamy hitchwiki i ustalamy że piszemy "BANJA LUKA" aby przejść przez granicę w miejscowości Gradiska. Duże miasta mają to do siebie, że ciężko się z nich wydostaje- nam to zajęło ok. 90 minut nim kogoś złapaliśmy, trzeba było wpierw zmienić miejscówkę. Zatrzymuje się TIR, niestety dla nas jedzie stosunkowo niedaleko i w nieco innym kierunku niż chcemy, ale już się nauczyliśmy aby zawsze jechać, nieważne gdzie.
Dojeżdżamy z nim ze 150km na północ od Sarajewa, do miejscowości DOBOJ. Stamtąd kolejne kilkanaście kilometrów podwozi nas Chorwat, który mnie zmusił do szybkiego przypomnienia sobie (o zgrozo) języka niemieckiego, którego nie używałem od 4 lat. Znowu wysiadamy na jakimś zadupiu, a do granicy jeszcze z 60 km, przejechanie nich zajmuje nam jeszcze kolejne 2 godziny i kolejne dwie jazdy stopem. Ale jest ok, przed 14 lądujemy na granicy Bośniacko-Chorwackiej.
Te cztery jazdy stopem od rana nas trochę zmęczyły, dlatego też nim będziemy jechać dalej siadamy sobie tuż za granicą i robimy herbatkę. Pogoda zaczyna się robić nieprzyjemna- po raz pierwszy od wyjazdu z Węgier dwa tygodnie temu, jest mi nieco chłodno. Co dalej? Kierunek- Słowenia/Zagrzeb.
Łapanie tuż za posterunkiem granicznym jest jednym z najłatwiejszych i najszybszych sposobów. Po kilku minutach zatrzymuje sie Chorwat w firmowej Oktawii, który ku chwale niebios mówi bardzo dobrze po Angielsku i można sobie troche porozmawiać. Przedstawiciel firmy produkującej soczewki do mikroskopów, mamy sporo współnych tematów, Asia idzie w kime a my gadamy całą drogę. Wysadza nas na ogromnej stacji benzynowej tuż za Zagrzebiem. Mamy nieco rozdwojenie jaźni- z jednej strony szkoda wracać gdy jesteśmy tak blisko Słowenii (która jest przepiękna) a z drugiej strony mamy już dość i chcemy wracać do Polski. Pomimo, że miejscówka wydaje się idealna- duży MOP przy autostradzie, przez dwie godziny, do zachodu słońca nie udaje się już tego dnia złapać kolejnego stopa. Głównie dlatego, że spotykamy innych autostopowiczów, których serdecznie nie pozdrawiam- my staliśmy przez ok 50 minut na miejscówce kiedy do nas przyszła druga para, z Czech. Zaczęliśmy łapać we czwórkę rozmawiając sobie o pierdołach- nic nie wspomniałem o umownej "kolejce" bo myślałem że to oczywiste. A wtem, gdy po pół godziny zatrzymuje się jakiś koleś, nim zdążyłem zareagować to durna Czeszka podbiega do okna i woła swojego chłopaka, ładują się i odjeżdżają do Słowenii machając nam przez okno. Kij w ryj, słońce zaraz zachodzi, musimy tu nocować. Przeskakujemy przez siatkę anty zwierzynową i rozkładamy namiot nad rzeką która płynie wzdłuż autostrady.
Podsumowanie: Dzień:14, ilość jazd stopem: 5, odwiedzone kraje: Bośnia, Chorwacja
Dzień 15: 10.08.2017 (czwartek)
Po ogarnięciu się wracamy spowrotem w to samo miejsce co wczoraj wieczorem. Pełno tirów, po 15 minutach łapiemy stopa. Turek- jedzie aż do Austrii. Nie ma co marnować okazji, jedziemy z nim, jesteśmy już zbyt zmęczeni podróżą.
Zdobył na tyle naszego zaufania, że podczas przejścia pieszego przez granice Chorwacko-Słoweńską, zostawiamy większość rzeczy u niego w kabinie. Praktycznie całą Słowenię przejeżdżamy w deszczu, niestety bo z poprzednich wyjazdów pamiętam że widoki są niesamowite. Dalej- granica Słoweńsko-Austriacka, niby już Schengen ale jako że blachy Tureckie, poleca nam abyśmy też przeszli granice pieszo.
Kawałek dalej, już w Austrii, zatrzymujemy się na kawę. Pół godziny jazdy później znowu się zatrzymujemy- dostajemy wtedy poczęstunek od Aliego- zarówno na teraz jak i "na potem".
Bardzo przyjemny kierowca, aż szkoda się żegnać. Zaprasza kiedyś do siebie, do Trabzon- prawdopodobnie skorzystamy gdy po raz trzeci wrócimy do Gruzji, i tym razem pojedziemy w okolice Batumi. Wysadza nas w Linz, niedaleko granicy z Czechami. Mamy pomysł podjechać gdzieś na jakąś austriacką wioskę i rozbić się namiotem na jakimś wzgórzu mając widoki jak w reklamie Milka, ale pogoda znowu staje się paskudna i nam się odechciewa. Zakładamy peleryny z Decathlona i kondomy na plecaki. W międzyczasie stereotypowy busiarz-Polak, przejeżdża obok nas pokazując nam faka.
Rozpoczyna się porządna ulewa, tak mocna że łapanie stopa nie ma sensu i idziemy na stację. Ja jeszcze się przechadzam po parkingu w poszukiwaniu Polskich tirów- jest ich kilka. Jeden z kierowców, Robert- mówi że za pół godziny odjeżdża do Zgorzelca. Rezerwujemy sobie miejsca
;)
Od wyjazdu z Sarajewa do granicy (270km) jechaliśmy czterema stopami, a od granicy Chorwacko-Bośniackiej do samego Zgorzelca (1000km) tylko trzema. Robertowi tuż za Pragą wychodzą godziny i trzeba nocować- pozwala nam zostać z nim w kabinie, on kima na dole a my we dwójkę na waleta na górze.
Robert ma córkę w naszym wieku- bardzo "tatusiuje" Asi, adorując ją jak własne dziecko
:D Jazda z nim była... ciekawa
;)
O 7 wyjeżdżamy z parkingu pod Pragą do Zgorzelca, gdzie zajeżdżamy po 10 rano. No i jest. Polska. Strasznie szybko, nie spodziewaliśmy się że powrót pójdzie tak gładko. Tak jak pod Zagrzebiem chcieliśmy już wracać, tak teraz nam sie jeszcze nie chce. Postanawiamy podjechać jeszcze na ślunsk, bo sierpień
;) Łapiemy stopa ze Zgorzelca do Sosnowca, a potem do Częstochowy. Zawsze chciałem być na Jasnej Górze w sierpniu, gdy przybywają pielgrzymki. Następną noc spędzamy tutaj:
Podsumowanie: Dzień: 16,17, ilosć jazd stopem: 2, odwiedzone kraje: Polska
No i jest, ostatni dzień podróży. Po 14 ruszamy spowrotem do Wrocławia. Łapiemy stopa do Gliwic- do Europy Centralnej, gdzie potem schodzi nam ok. godziny na ogarnięcie się z łapaniem stopa w strone Wrocławia- nie ma wyjścia, łapiemy już praktycznie na autostradzie, sytuacja nie jest ciekawa, zachodzi już słońce. Rzutem na taśme udaje nam się- pewien kierowca z bardzo ciężką stopą zabiera nas do samego Wrocławia. Pozostaje już tylko przejechać kawałek komunikacją miejską, a następnie wisienka na torcie- mieszkam w Smolcu, dosłownie 2km za granicą Wrocławia, ale komunikacja publiczna prawie nie istnieje, zatem łapiemy naszego ostatniego stopa tej podróży na ten krótki odcinek
:D
Podsumowanie: Dzień 18, ilość jazd stopem: 2, odwiedzone kraje: Polska
Podsumowanie wyjazdu: Ilość dni: 18 Ilość jazd stopem: 51 Całkowity dystans: ok. 4700km Budżet na osobe: 100 euro Odwiedzone kraje: Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Albania, Kosowo, Czarnogóra, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Słowenia, Austria
Wszystkich którym udało się dobrnąć do końca tej przydługiej opowieści gratulujemy, dziękujemy i serdecznie pozdrawiamy- świeżo upieczeni Inżynierowie mechaniki i budowy maszyn (od 31.01)
:D
Fajnie się czyta, odżywają własne wspomnienia podobnej podróży
:)Szczególnie ten fragment o wydostawaniu się do Kosowa - identyczne doświadczenie. My na nasze szczęście nieco szybciej zadecydowaliśmy że z Albanii do Kosowa damy radę jedynie przez Macedonię.
Wszechobecne Golfy:
W Medjugorie istotne są dwa wzgórza- Brdo Ukazanja/Podbrdo, gdzie podobno Matka Boża się wielokrotnie objawiła, oraz Krijevac- góra Krzyża. Wszystko jest bardzo skromne.
Podbrdo:
Krijevac:
Osobom wierzącym bardzo polecam wycieczkę w to miejsce, ma niesamowity klimat.
Podsumowanie: dzień: 11 i 12; ilość stopów: 0.5, odwiedzone kraje: Chorwacja, BośniaDzień 13: 08.08.2017 (wtorek)
Wyjeżdżamy z Medjugorje, kierujemy się na Mostar. Niestety trzeba było przejść ok. 4km do głównej drogi. Po pół godziny łapiemy stopa- oczywiście Golfa. Chłopak i dziewczyna, niewiele starsi od nas- zabiorą nas do samego Mostaru. Pytam się ich o to, jak żyją ze sobą różne religie w tym regionie- mówią że nie ma obecnie prawie żadnych starć. Dostaje też odpowiedź na to, dlaczego w niedziele podczas mszy było słychać strzały- nieopodal odbywało się wesele (na którym właśnie oni byli) i to były tradycyjne wystrzały w powietrze z kałacha.
Zdjęcia z Mostaru- stare miasto naprawde godne polecenia, ma bardzo unikalny klimat- tutaj minaret, tam turkusowa rzeka, wszędzie kamienna zabudowa, ślady po kulach.
Do tego gorąc. Mostar jest ze wszystkich stron otoczony górami, w lecie temperatura niejednokrotnie przekracza 45 stopni celciusza. Gdy tam byliśmy, było zaledwie 42.
https://lh3.googleusercontent.com/5Z7Bz ... 34-h974-no
Nad miastem króluje wzgórze. Wzgórze snajperów. Opowiedział nam o nim kierowca z którym jechaliśmy z Dubrownika do Medjugorje. Snajper który się znajdował na tym wzgórzu, miał widok na całe miasto.
Przez ten gorąc i ciężar na plecach stajemy się oboje bardzo drażliwi i niepotrzebnie zaczynamy na siebie warczeć. W dodatku jesteśmy już troche zmęczeni, bo jesteśmy w podróży już od trzynastu dni. Takie kryzysy między nami zdarzały się parokrotnie podczas tego wyjazdu, natomiast fajne jest to, że gdy pojawia się z powrotem "comfort zone" = złapiemy stopa/usiądziemy w restauracji itp, od razu się zapomina i wszystko wraca do normalności.
Łapiemy stopa do Sarajewa. Z dostawcą przypraw- jedziemy Trafficiem i możemy siedzieć oboje z przodu. Przed nami trasa z najpiękniejszymi widokami z całego wyjazdu.
Sarajewo.
Tak jak w Mostarze i Medjugorje akceptowalne były Euro, tak w Sarajewie potrzebujemy już dostać miejscową walutę. Przy wymianie w kantorze- proszą o twój paszport, podpis itp- nie wiem po kij.
Łażąc w poszukiwaniu jakiegoś fast foodu, napotykamy pomnik który chyba najbardziej do mnie trafił spośród wszystkich jakie kiedykolwiek widziałem. Pomnik upamiętniający pomordowane dzieci podczas oblężenia Sarajewa.
[img]https://lh3.googleusercontent.com/l97vIxCkFQyxx3CxIfeisRXMqJhBqXCfo4GvIgiKk7rbAK7y3WBUiTfKxR5kR2iFIqCl8E2Gh0aVGyi1iwl8RnJEz-LTqwcjAuDV9sCamZ75Q6cVuZmFDbEB8f4FWYwNon8jLNmTPhhJYclKaK42vVGQ6aoESCMeKO_PrqhM3y90vhpUPEv3Lg6nvFZH05hPZT3FfzbCz6xHqOK7oSLpDneYzQpzGvNFozkAgMPWbC_DMPcdgzSLpEXWaiQFJ1WMrzwS6xm3LCfHC8SbNqo97dnMFbJAxXcGkq0R8RUU7px4CQQn2dZkF_4Ikw_TsTUFv1tGrMb_j94glX71-n0qCEXTxotNF7PLowadkUtggStMdGMuYJA_xFprSmWEq1PjPYKGR0LgbA3u6vTnPiCSIX8xLqAYeCGb_TEq1wjZqHV7N_yiyw0_UiHPNqyAth3KcoTFUEqRle6eZZnpJlXO7Mbl9_k0wfXoaTRdKRKoHXXLV7QNMZeoVVG2BcovauZsg0o-dtxGvBD0OD3af8oKCaCHjED4aAdMV2mmUA6KrmAvJX_kA60gKhTBfs5lyllI7JVgQ3i_d00rGxtfTRmFFs1jKSoWdm4SISasUq8=w1734-h974-no
[/img]
Idziemy zobaczyć miasto z góry.
No i się zaczyna pojawiać problem, gdzie my tu będziemy spać. Ja nalegam aby pójść do hostelu, znalazłem na b.com w całkiem dobrej cenie i w centrum, natomiast nie ma to większego sensu bo NIE BĘDZIE WODY, o czym poinformował nas nasz kierowca z którym tu jechaliśmy. Zazwyczaj, w lecie, wodociągi przestają dostarczać wodę między 23 a 6 rano, dla oszczędności bo wody tu brakuje od zawsze. Natomiast tego dnia kiedy tam byliśmy, wodę mieli wyłączyć już o 18. Szukamy więc innych opcji.
Jedziemy w inną dzielnicę miasta i rozbijamy namiot na wzgórzu-polanie, nieopodal lotniska.
Nocujemy na takiej wysokości i tak niedaleko pasa startowego, że nawet w nocy mogę gołym okiem zidentyfikować lądujące samoloty. Po kolei przyleciały AT7 Air Serbia, B738 Norwegian, A321 Lufthansy oraz A320 Austrian na nocowanie.
Podsumowanie: Dzień 13, Ilość stopów: 2, odwiedzone kraje: Bośnia i HercegowinaDzień 14: 09.08.2017 (środa)
Pobudka nad Sarajewem.
Zejście z tego wzgórza było lekkim wyzwaniem, bo roślinność była spalona słońcem i sięgała do kolan, a my w krótkich spodniach, oprócz tego nachylenie zbocza ze 40 stopni a na naszych plecach po 15 kg. Z jedzeniem jesteśmy praktycznie na zero, trzeba odwiedzić prędko jakiś supermarket bo na głoda daleko nie zaj(e)dziemy. Problem jest w tym, że mamy przy sobie dosłownie kilka KM, a kartą płacić nie można. Udaje sie nam jednak nakupić troche żarcia za 7.20KM (ok. 15zł). Dopinguje nam kasierka, której opowiedzieliśmy troche o naszym wyjeździe.
Plan wycieczki został mniej więcej wykonany. Zabrakło Chorwackiego wybrzeża, ale to byłby chory pomysł żeby się tam znowu pchać. Kierujemy się zatem na północ, rozpoczynając powrót do Polski.
Najpierw- ok. 2km do wjazdu na wylotówkę z Sarajewa. Jedną z moich ulubionych czynności było proszenie ludzi o kartony (na tabliczki)- zawsze spotykamy się z bardzo pozytywną, rozbawioną reakcją. Potem trzeba się określić gdzie będziemy sie kierować, bo na granicy z Chorwacją są co najmniej 3 przejścia- słuchamy hitchwiki i ustalamy że piszemy "BANJA LUKA" aby przejść przez granicę w miejscowości Gradiska. Duże miasta mają to do siebie, że ciężko się z nich wydostaje- nam to zajęło ok. 90 minut nim kogoś złapaliśmy, trzeba było wpierw zmienić miejscówkę. Zatrzymuje się TIR, niestety dla nas jedzie stosunkowo niedaleko i w nieco innym kierunku niż chcemy, ale już się nauczyliśmy aby zawsze jechać, nieważne gdzie.
Dojeżdżamy z nim ze 150km na północ od Sarajewa, do miejscowości DOBOJ. Stamtąd kolejne kilkanaście kilometrów podwozi nas Chorwat, który mnie zmusił do szybkiego przypomnienia sobie (o zgrozo) języka niemieckiego, którego nie używałem od 4 lat. Znowu wysiadamy na jakimś zadupiu, a do granicy jeszcze z 60 km, przejechanie nich zajmuje nam jeszcze kolejne 2 godziny i kolejne dwie jazdy stopem. Ale jest ok, przed 14 lądujemy na granicy Bośniacko-Chorwackiej.
Te cztery jazdy stopem od rana nas trochę zmęczyły, dlatego też nim będziemy jechać dalej siadamy sobie tuż za granicą i robimy herbatkę. Pogoda zaczyna się robić nieprzyjemna- po raz pierwszy od wyjazdu z Węgier dwa tygodnie temu, jest mi nieco chłodno. Co dalej? Kierunek- Słowenia/Zagrzeb.
Łapanie tuż za posterunkiem granicznym jest jednym z najłatwiejszych i najszybszych sposobów. Po kilku minutach zatrzymuje sie Chorwat w firmowej Oktawii, który ku chwale niebios mówi bardzo dobrze po Angielsku i można sobie troche porozmawiać. Przedstawiciel firmy produkującej soczewki do mikroskopów, mamy sporo współnych tematów, Asia idzie w kime a my gadamy całą drogę. Wysadza nas na ogromnej stacji benzynowej tuż za Zagrzebiem.
Mamy nieco rozdwojenie jaźni- z jednej strony szkoda wracać gdy jesteśmy tak blisko Słowenii (która jest przepiękna) a z drugiej strony mamy już dość i chcemy wracać do Polski. Pomimo, że miejscówka wydaje się idealna- duży MOP przy autostradzie, przez dwie godziny, do zachodu słońca nie udaje się już tego dnia złapać kolejnego stopa. Głównie dlatego, że spotykamy innych autostopowiczów, których serdecznie nie pozdrawiam- my staliśmy przez ok 50 minut na miejscówce kiedy do nas przyszła druga para, z Czech. Zaczęliśmy łapać we czwórkę rozmawiając sobie o pierdołach- nic nie wspomniałem o umownej "kolejce" bo myślałem że to oczywiste. A wtem, gdy po pół godziny zatrzymuje się jakiś koleś, nim zdążyłem zareagować to durna Czeszka podbiega do okna i woła swojego chłopaka, ładują się i odjeżdżają do Słowenii machając nam przez okno. Kij w ryj, słońce zaraz zachodzi, musimy tu nocować. Przeskakujemy przez siatkę anty zwierzynową i rozkładamy namiot nad rzeką która płynie wzdłuż autostrady.
Podsumowanie: Dzień:14, ilość jazd stopem: 5, odwiedzone kraje: Bośnia, Chorwacja
Dzień 15: 10.08.2017 (czwartek)
Po ogarnięciu się wracamy spowrotem w to samo miejsce co wczoraj wieczorem. Pełno tirów, po 15 minutach łapiemy stopa. Turek- jedzie aż do Austrii. Nie ma co marnować okazji, jedziemy z nim, jesteśmy już zbyt zmęczeni podróżą.
Zdobył na tyle naszego zaufania, że podczas przejścia pieszego przez granice Chorwacko-Słoweńską, zostawiamy większość rzeczy u niego w kabinie. Praktycznie całą Słowenię przejeżdżamy w deszczu, niestety bo z poprzednich wyjazdów pamiętam że widoki są niesamowite. Dalej- granica Słoweńsko-Austriacka, niby już Schengen ale jako że blachy Tureckie, poleca nam abyśmy też przeszli granice pieszo.
Kawałek dalej, już w Austrii, zatrzymujemy się na kawę. Pół godziny jazdy później znowu się zatrzymujemy- dostajemy wtedy poczęstunek od Aliego- zarówno na teraz jak i "na potem".
Bardzo przyjemny kierowca, aż szkoda się żegnać. Zaprasza kiedyś do siebie, do Trabzon- prawdopodobnie skorzystamy gdy po raz trzeci wrócimy do Gruzji, i tym razem pojedziemy w okolice Batumi. Wysadza nas w Linz, niedaleko granicy z Czechami. Mamy pomysł podjechać gdzieś na jakąś austriacką wioskę i rozbić się namiotem na jakimś wzgórzu mając widoki jak w reklamie Milka, ale pogoda znowu staje się paskudna i nam się odechciewa. Zakładamy peleryny z Decathlona i kondomy na plecaki. W międzyczasie stereotypowy busiarz-Polak, przejeżdża obok nas pokazując nam faka.
Rozpoczyna się porządna ulewa, tak mocna że łapanie stopa nie ma sensu i idziemy na stację. Ja jeszcze się przechadzam po parkingu w poszukiwaniu Polskich tirów- jest ich kilka. Jeden z kierowców, Robert- mówi że za pół godziny odjeżdża do Zgorzelca. Rezerwujemy sobie miejsca ;)
Od wyjazdu z Sarajewa do granicy (270km) jechaliśmy czterema stopami, a od granicy Chorwacko-Bośniackiej do samego Zgorzelca (1000km) tylko trzema. Robertowi tuż za Pragą wychodzą godziny i trzeba nocować- pozwala nam zostać z nim w kabinie, on kima na dole a my we dwójkę na waleta na górze.
Robert ma córkę w naszym wieku- bardzo "tatusiuje" Asi, adorując ją jak własne dziecko :D Jazda z nim była... ciekawa ;)
Podsumowanie: Dzień: 15, ilosć jazd stopem: 2, odwiedzone kraje: Chorwacja, Słowenia, Austria, Czechy
Dzień 16,17: 11-12.08.2017 (piątek, sobota)
O 7 wyjeżdżamy z parkingu pod Pragą do Zgorzelca, gdzie zajeżdżamy po 10 rano. No i jest. Polska. Strasznie szybko, nie spodziewaliśmy się że powrót pójdzie tak gładko. Tak jak pod Zagrzebiem chcieliśmy już wracać, tak teraz nam sie jeszcze nie chce. Postanawiamy podjechać jeszcze na ślunsk, bo sierpień ;) Łapiemy stopa ze Zgorzelca do Sosnowca, a potem do Częstochowy.
Zawsze chciałem być na Jasnej Górze w sierpniu, gdy przybywają pielgrzymki. Następną noc spędzamy tutaj:
Podsumowanie: Dzień: 16,17, ilosć jazd stopem: 2, odwiedzone kraje: Polska
No i jest, ostatni dzień podróży. Po 14 ruszamy spowrotem do Wrocławia. Łapiemy stopa do Gliwic- do Europy Centralnej, gdzie potem schodzi nam ok. godziny na ogarnięcie się z łapaniem stopa w strone Wrocławia- nie ma wyjścia, łapiemy już praktycznie na autostradzie, sytuacja nie jest ciekawa, zachodzi już słońce. Rzutem na taśme udaje nam się- pewien kierowca z bardzo ciężką stopą zabiera nas do samego Wrocławia. Pozostaje już tylko przejechać kawałek komunikacją miejską, a następnie wisienka na torcie- mieszkam w Smolcu, dosłownie 2km za granicą Wrocławia, ale komunikacja publiczna prawie nie istnieje, zatem łapiemy naszego ostatniego stopa tej podróży na ten krótki odcinek :D
Podsumowanie: Dzień 18, ilość jazd stopem: 2, odwiedzone kraje: Polska
Podsumowanie wyjazdu:
Ilość dni: 18
Ilość jazd stopem: 51
Całkowity dystans: ok. 4700km
Budżet na osobe: 100 euro
Odwiedzone kraje: Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Albania, Kosowo, Czarnogóra, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Słowenia, Austria
Wszystkich którym udało się dobrnąć do końca tej przydługiej opowieści gratulujemy, dziękujemy i serdecznie pozdrawiamy- świeżo upieczeni Inżynierowie mechaniki i budowy maszyn (od 31.01) :D